Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: Jak z PRL, to nie znaczy do wyburzenia

oanna Leszczyńska
Biblioteka uniwersytecka powstała w latach 1956-1960 jest jednym z najciekawszych obiektów PRL w Łodzi.
Biblioteka uniwersytecka powstała w latach 1956-1960 jest jednym z najciekawszych obiektów PRL w Łodzi. Jakub Pokora
O architekturze PRL w Łodzi, czy rzeczywiście była tak nijaka, szkaradna i godna zapomnienia, z dr. hab. inż. arch. Janem Salmem, profesorem Politechniki Łódzkiej rozmawia Joanna Leszczyńska.

Niedawno w Muzeum Sztuki w Łodzi wygłosił Pan wykład "Perły architektury PRL w Łodzi". Co cennego zostawiła po sobie architektura okresu PRL-u w naszym mieście?

"Architektura PRL", o której na ogół mówimy z pewną dozą pogardy, istotnie, w większości przypadków była szara, marna i nijaka. Jednak nie możemy jej całkowicie deprecjonować. W tamtych czasach działało wielu dobrych architektów, którzy mimo obowiązujących nonsensownych przepisów i materiałowych kłopotów, projektowali ciekawe obiekty. Pozostaje jednak prawdą, że w Łodzi tylko nieliczne obiekty zasługują na to, by je oceniać jako wyróżniające się ponad przeciętność. Trzeba również pamiętać, że ten cały, długi przecież okres, był niejednolity. Najpierw był krótki czas panowania modernizmu w wydaniu międzynarodowym - europejskim. Działali wtedy architekci wykształceni przed wojną, bo absolwentów powojennych jeszcze nie było. Potem przyszedł socrealizm, który trwał od 1949 do 1955 roku. Wówczas sztuka, a zatem także architektura, była bardzo silnie przesycona ideologią narzuconą przez Związek Radziecki. Budowano zazwyczaj w pompatycznym, nawiązującym do klasycyzmu stylu. Po sorelu, jak mówią Czesi, nastąpił niezły okres w architekturze polskiej. Trwał on do drugiej połowy lat 60-tych.

Dlaczego mówi Pan, że "niezły"?

Naturalnie budowano wtedy nie zawsze na poziomie zachodnioeuropejskim, bo obowiązywały u nas inne, oszczędnościowe normy, gorsze były też materiały, inne były też możliwości finansowe i techniczne. Ale ten czas siermiężnej, gomułkowskiej stabilizacji przyniósł sporo interesujących dzieł architektonicznych, choć równocześnie pamiętajmy, że wówczas zaczęto wznosić pozbawione wyrazu dzielnice "typowych", jednakowych bloków. Następnie w okresie, nazwijmy go - gierkowskim - coraz bardziej zaczynał o sobie dawać znać kryzys gospodarczy. Nawet jeśli w pierwszej połowie tej dekady powstawały dobre projekty, to możliwości materiałowe były coraz gorsze, podobnie jak jakość wykonania. Z tych czasów pochodzą nieliczne udane budowle. Jeszcze później, w kryzysowych latach 80., końcówce PRL-u, budowano stosunkowo mało.

Czy dlatego w Łodzi jest mniej niż w Warszawie interesujących obiektów PRL-owskiej architektury, gdyż Łódź nie była tak zniszczona podczas wojny?

Na pewno także z tego powodu. Warszawa miała i ma pozycję szczególn.Jako stolica była odbudowywana i rozbudowywana ze względów polityczno-ideologicznych. W nią inwestowano najwięcej pieniędzy. Łódź była traktowana po macoszemu, trochę pewnie ze względu na specyfikę przemysłu. Pracowały tu włókniarki, a nie robotnicy z kilofami, którzy mogli być groźni dla władzy i trzeba się było z nimi liczyć. Można zaryzykować pogląd, że Łódź była też długo słabszym od innych ośrodkiem intelektualnym, pozbawionym mocnej lokalnej tradycji kulturalnej, a co za tym idzie także wybujałych architektonicznych potrzeb i aspiracji. Tu nigdy nie było dużego środowiska architektonicznego, a wojna zadała mu poważne straty. Trzeba pamiętać, że przed wojną sporą jego część stanowili architekci pochodzenia żydowskiego, którzy albo zginęli w Holocauście, albo opuścili nasze miasto. Wszystko to powodowało, że w Łodzi powstawały obiekty przeciętne, a budowa wyjątkowych - jak Teatr Wielki - trwała dziesięciolecia. Przede wszystkim było tu wielkie zapotrzebowanie na budownictwo mieszkaniowe. Stąd wziął się potężny rozwój osiedli na przedmieściach. Słabiej inwestowano w śródmieściu, które ulegało postępujące dekapitalizacji. Radykalnie zaczęto je przekształcać w latach siedemdziesiątych, tworząc "gniazda" wieżowców i budując "Manhattan". Przy okazji pochopnie wyburzono cały szereg cennych architektonicznie obiektów.
Które budynki czasów PRL-u są, Pana zdaniem, najciekawsze?
Wyróżniłbym w pierwszym rzędzie dwa dzieła: Bibliotekę Uniwersytecką i Łódzką Drukarnię Dziełową. Autorem projektu biblioteki jest Edmund R. Orlik, łódzki architekt, postać w gruncie rzeczy mało znana i niesłusznie niedoceniona. Biblioteka Uniwersytecka, która jest najbardziej dopracowanym dziełem architektonicznym okresu PRL w Łodzi, powstała w latach 1956-1960. Mamy do czynienia nie tylko z bardzo nowatorską koncepcją ukształtowania elewacji przy pomocy nowoczesnych, a jednocześnie dobrych materiałów (kamienne okładziny i żelbet). Orlik mistrzowsko rozwiązał też sprawę ulokowania za czytelniami wielokondygnacyjnego magazynu. Zastosowano w nim nowatorską konstrukcję stropów, umożliwiającą zmieszczenie wielkiego zasobu książek. Jest też znakomity plastyczny wystrój wnętrz autorstwa m. in. Stanisława Fijałkowskiego i Lecha Kunke. Ten obiekt mógłby powstać wtedy wszędzie: w Berlinie, we Francji, gdziekolwiek w Europie. Mówi się, że dobra architektura dobrze się starzeje. Dlatego biblioteka Orlika będzie stała jeszcze długo, a jej "sąsiad", nowa część biblioteki, dużo gorsza niestety architektonicznie, wcześniej czy później będzie musiała przejść lifting. Dziś buduje się jakoś tak mniej trwale. Potem Edmund Orlik, około 1963 r. zaprojektował przy ul. Kopcińskiego akademik dla obcokrajowców, nazwany Wieżą Babel i obok stojące Studium Języków Obcych. Najprawdopodobniej jego autorstwa jest też zabudowa niedokończonego Ronda Solidarności przy kościele świętej Teresy. Łukowate w rzucie bloki zaopatrzono w charakterystyczne, ażurowe loggie od frontu. To rozwiązanie kojarzy mi się z architekturą południa Europy, ale i tu daje świetny efekt.

Dlaczego mówi Pan, że Orlik "najprawdopodobniej" jest autorem tego niedokończonego ronda?

Badań nad architekturą tego okresu jest wciąż za mało. Dopiero w wyniku dalszych, pogłębionych studiów będzie można w sposób autorytatywny ustalić, kto jest autorem poszczególnych projektów. W tamtych czasach wykonawcami zleceń były zwykle wieloosobowe biura i pracownie, nie zawsze zresztą łódzkie. Często z trudem dociera się do dokumentacji, by ustalić nazwiska głównych twórców projektów. Np. interesującą Drukarnię Dziełową zaprojektowało około 1964 r. branżowe biuro warszawskie. Szefem tego zespołu był arch. Jerzy Brandysiewicz. Budynek zwraca uwagę świetnymi proporcjami i monumentalną, a jednocześnie nowoczesną bryłą. Z całą pewnością silną osobowością w łódzkiej architekturze był prof. Bolesław Kardaszewski, z pochodzenia warszawianin. W naszym mieście zaistniał pod koniec lat 60. W czasach PRL-u zaprojektował wiele znaczących obiektów, m.in. Szkołę Plastyczną (wraz z W. Nowakowskim) i szereg wartościowych plomb i budynków wolnostojących, np. kawiarnię Irena na rogu Wierzbowej i Narutowicza, dziś ohydnie wymalowaną na zielono. Moim zdaniem, przed remontem był to jeden z najbardziej eleganckich budynków o bardzo prostej i dynamicznej bryle ze znakomicie opracowanym wnętrzem kawiarni. Do obiektu tego należał zagłębiony ogródek, który został zamieniony oczywiście na parking. Był też taras, który zabudowano. B. Kardaszewki zaprojektował architektonicznie udane domy mieszkalne między Kościuszki a Radwańską, czy Dom Chłopa przy placu Hallera. Interesującym architektem był też Tadeusz Herburt, autor szeregu szkół łódzkich, m. in. na Pojezierskiej z lat 1959-61, budowli o ciekawie ukształtowanej bryle i jednocześnie dobrym układzie funkcjonalnym. Jego autorstwa jest też szkoła "tysiąclatka" przy Piłsudskiego, na wprost stadionu Widzewa. Przy Alei Politechniki 3/3a stoi interesujący akademik, zaprojektowany przez arch. Stefana Krygiera. Wyjątkowym obiektem z czasów PRL-u jest naturalnie kościół św. Teresy, zaprojektowany przez architektów Józefa i Witolda Korskich. Monumentalna bryła świątyni świetnie koresponduje z łukowatą pierzeją autorstwa wspomnianego Orlika. Do innych ciekawych, wpisanych w krajobraz Piotrkowskiej budynków zaliczyłbym też plombę obok Pałacu Kindermanna, w której kiedyś mieścił się na parterze Herbapol. Zaprojektowali ją Danuta i Szymon Walterowie. Jeśli tę plombę porównamy z paroma szpetnymi obiektami, które powstały w ostatnich latach, elegancka, neutralna elewacja z lat 60-tych broni się znakomicie.
Jakie są największe koszmarki architektoniczne tamtych czasów?
Pewnie osiedla mieszkaniowe. One są na swój sposób nieludzkie, zbyt wielkie i źle zagospodarowane. Jest wciąż za mało zieleni, mało usług. To czarny spadek PRL i narastający problem. Jednym wyjątkiem są kameralne Doły, realizowane w późnych latach 50. i 60. Mamy tam urozmaiconą rzeźbę terenu, bloki są niewielkie i projektowane indywidualnie, świetnie umieszczone w rozrosłej zieleni.

Nastała moda na burzenie budynków z czasów PRL. W Łodzi jednak nie słychać, by na któryś z nich szykowano zamach...

U nas na razie burzy się w pierwszym rzędzie stare fabryki. Jednocześnie Łódź jest w kwestiach architektonicznych miastem dosyć biernym i obojętnym. Generalnie śmieszą mnie okrzyki, że coś trzeba zburzyć, bo jest z PRL. To zbyt słaby i tylko ideologiczny argument. Uważam, że najwartościowsze obiekty powinny być w jakiś sposób chronione, bo to jednak nasza historia. Dokumentują one dzieje państwa i jego architektury. Np. nie wyobrażam sobie, by zburzono budynek łódzkiej telewizji. Dla wielu ludzi jest on symbolem miasta. Oddaje też pokrętne dzieje architektury łódzkiej. W 1948 roku konkurs na jego budowę wygrał Jan Krug, architekt z Krakowa. Budynek miał być na wskroś nowoczesny, corbusierowski - z przeszkloną, prostą elewacją. Miała tam działać Centrala Tekstylna. Przyszedł socrealizm i nakazano projekt ubrać w socrealistyczny kostium. Wymyślono potem, by go podwyższyć i umieścić w nim studio telewizji. Kiedy kończył się socrealizm a budowa trwała, zrezygnowano z części detali, tylko obłożono go piaskowcem i dodano kamienne balustradki. To dlatego budynek telewizji jest trochę socrealistyczny, a trochę socmodernistyczny - stoi okrakiem między dwiema stylistykami. Ale jest w gruncie rzeczy niebrzydki i bardzo dla Łodzi charakterystyczny. Gdyby ktoś chciał go wyburzyć, byłoby to absolutnym idiotyzmem.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki