Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze idą na robienie byle czego

Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński
Jarosław Zalesiński
Tego, że po gdyńskim festiwalu tłustym przyjdzie festiwal chudy, można było się spodziewać. Zwłaszcza że jeden od drugiego dzieliło raptem osiem miesięcy. Co prawda filmów zgłoszono niemal tyle samo, co przed rokiem, ale z jakością już nie udało się zdążyć. Skolimowski na przykład nie ukończył swojego najnowszego obrazu.

Może on by na tym festiwalu trochę zamieszał? Bo tego właśnie zabrakło w tym roku najbardziej: jakiegoś zamieszania. Filmy były raz lepsze, raz gorsze, nie przesadzajmy z wybrzydzaniem, ale nie budziły chęci rozmowy, sporu. Robienie nieporuszających nas głębiej filmów to uderzająca cecha polskiej produkcji filmowej, pokazanej w tym roku w Gdyni. Nie wiem, może chcąc nam to postawić przed oczy, jury zignorowało "Matkę Teresę od kotów" Pawła Sali, jeden z tych kilku tytułów, które spowodowały małe zamieszanie? Wygumkowanie debiutu Sali równie trudno wytłumaczyć, jak przyznanie Złotych Lwów "Różyczce" Jana Kidawy-Błońskiego. Kto ją już widział, może porównać z ubiegłorocznym laureatem Złotych Lwów, "Rewersem" Borysa Lankosza. "Różyczka" jest filmem przyzwoitym, ale na tle "Rewersu" to anachroniczne kino. Werdykt jury cofnął nas do lat 70.

Czym zajmuje się polskie kino drugiej już dekady XXI wieku? Po pierwsze moralnymi problemami, i w tym wypada dobrze. "Chrzest" Marcina Wrony to niby gangsterskie kino, a tak naprawdę moralitet o fatalizmie grzechu pierworodnego. "Matka Teresa od kotów" to również historia zbrodni, ale jej motywy są w większym stopniu społeczne. "Joanna" Feliksa Falka, historia młodej kobiety, ukrywającej w początkach wojny żydowskie dziecko, to z kolei opowieść o trudnych do wyjaśnienia motywach, dla których wybieramy dobro. Te trzy tytuły to propozycje dla myślącego widza, a takich jest, chcę wierzyć, coraz więcej.

Polskie kino chce także sensownie bawić i jak pokazały dwa filmy, "Cudowne lato" Ryszarda Brylskiego i "Skrzydlate świnie" debiutantki Anny Kazejak, robi to zgrabnie. "Skrzydlate świnie" przy okazji biorą w obronę Polskę B, może i biedną, może i zapyziałą, ale solidarną. Poza tym filmem Polska B wypadła nieciekawie. Czy pokazywana na ponuro, czy z humorem, w takich filmach jak "Trzy minuty" Ślesickiego, "Made in Poland" Wojcieszka czy "Święty interes" Wojtyszki Polska jawi się jako kraj katolickich zwierzoludzi.

Ocena festiwalu wypadłaby jednak na dostatecznie, gdyby nie jeden detal. W konkursie pokazano 20 tytułów, ale niemal drugie tyle nie zostało do konkursu dopuszczonych. Jeśli połowa kinowej polskiej produkcji jest poniżej poziomu "Fenomenu", najgorszego rywalizującego o Lwy tytułu, to znaczy, że masa łatwych pieniędzy idzie dziś na robienie byle czego. I to dopiero jest pełną prawdą o kondycji polskiego kina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki