Choć piątek to ostatni dzień konkursowych pokazów, za wcześnie na podsumowania, tym bardziej że kilka czwartkowych projekcji rozpoczynało się już po zamknięciu tego wydania gazety. Ale kiedy przejrzeć festiwalowy katalog i porównać z tym, co dotąd widzieliśmy na ekranie, jedno da się powiedzieć już teraz: polscy reżyserzy pokochali dzieci. Dziecko stało się ich ulubionym medium.
Pojawiają się w blisko połowie filmów, a w kilku grają pierwsze skrzypce. Marcin Walewski, który wystąpił w "Wenecji" Jana Jakuba Kolskiego i w "Trzech minutach" Macieja Ślesickiego, jest niesamowicie fotogeniczny i nad wiek utalentowany. Prawdziwym aktorskim samorodkiem okazał się także parolatek, Oleg Ryba, grający w filmie "Jutro będzie lepiej" Doroty Kędzierzawskiej. Reżyserka historię nieudanej ucieczki przez granicę trójki rosyjskich sierot opowiedziała niemal minuta po minucie. Kiedy się to dłuży, a dłuży się często, zawsze można było w czasie projekcji podziwiać małego Olega.
Druga obserwacja jest również budująca. Polscy reżyserzy polubili rodziców.
- Pokazano tu dotąd dwa filmy z moim udziałem, w obu gram ojca - śmiał się na konferencji prasowej po "Trzech minutach" Paweł Królikowski. W "Ciszy", skądinąd mizernym filmie, przypominającym historię tragicznej wyprawy na Rysy grupy licealistów z Tych, Królikowski jest tym, kto twardo, nieugięcie dąży do wyjaśnienia odpowiedzialności za tragedię. W "Trzech minutach" samotnie opiekuje się swoim synem. Choć ma za sobą sądowy wyrok i trzyletni pobyt w więzieniu, chociaż nie może zwalczyć słabości do osobiście produkowanego bimbru, a chłopaka wciąga w kłusownicze łowienie ryb, jest przykładem odpowiedzialnego ojcostwa.
Polska rodzina była w rodzimych filmach często siedliskiem i początkiem zła. Na tym festiwalu jej obraz, przynajmniej w dotąd pokazanych filmach, złagodniał. Z jednym, ale za to ważnym wyjątkiem. Pokazany wczoraj film "Matka Teresa od kotów" Pawła Sali jest niezwykłym studium rodzenia się zła w rodzinnych relacjach. Punktem wyjścia jest prawdziwa, opisywana niegdyś przez gazety, historia zamordowania matki przez jej dwóch synów. Sala wychodzi od zabójstwa, a potem cofa się w czasie i szuka momentu, w którym poczęło się zło. Ale nie ma ani takiego jednego momentu, ani jednego zbrodniczego charakteru. Zło jest rozproszone, tkwi i w ludziach, i w relacjach między nimi, i w życiu społecznym, które coraz bardziej nas od siebie oddala. Mocny film. Nagroda za debiut? Myślę, że coś więcej.
Werdykt jury poznamy jutro, na uroczystej gali, która w tym roku odbędzie się w gigantycznym namiocie, ustawionym na gdyńskiej plaży.
Relacje z festiwalu codziennie na antenie Radia Gdańsk o godz. 17.05
Szczegółowy program projekcji - www.fpff.pl
Rozmowa z reżyserem Pawłem Salą w piątkowym wydaniu "Polski Dzienniku Bałtyckim".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?