18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratunek znalazła aż w Gryficach

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Ciężko oparzona kobieta musiała leczyć się z dala od rodziny, bo na Pomorzu nie ma takiego oddziału
Ciężko oparzona kobieta musiała leczyć się z dala od rodziny, bo na Pomorzu nie ma takiego oddziału Tomasz Bołt
Nie wiadomo, jak zakończyłby się dramat ciężko oparzonej pani Marii, mieszkanki dzielnicy Orunia, gdyby nie pomyślny zbieg okoliczności, który postawił na jej drodze obcych, ale życzliwych ludzi

Gdyby nie pani Asia, córka przyjaciółki ze szkoły podstawowej, która ledwo trzymającą się na nogach panią Marię przywiozła do domu z odległego o kilkaset kilometrów szpitala w Gryficach. Gdyby nie wskazówki dr Hanny Tosińskiej, słynnej lekarki osób oparzonych podczas pożaru w gdańskiej hali stoczni, która bezinteresownie podjęła się opieki nad oparzoną, pielęgniarki z przychodni przy Gościnnej - mimo najlepszych chęci - nie potrafiłyby jej zmieniać opatrunków.

Nie tylko w Trójmieście, ale i na całym Pomorzu nie ma bowiem specjalistycznego ośrodka leczenia oparzeń ani oddziału szpitalnego, ani poradni. Widać władze pomorskiej służby zdrowia święcie wierzą, że tragedia w gdańskiej hali stoczni nigdy się już nie powtórzy. Z nazwy Kliniki Chirurgii Plastycznej Akademii Medycznej w Gdańsku wykreślono nawet drugi człon - "i Leczenia Oparzeń". Tymczasem takie przypadki, jak pani Marii, zdarzają się. I nie od święta, a na co dzień.

Dolna Orunia. Ci, którzy tu zostali, nie żyją w luksusach. Często ledwo wiążą koniec z końcem. Przez całe życie pracowali ciężko. Sądzą, że w razie choroby mogą liczyć na pomoc. Tymczasem są w błędzie. Pani Maria gotowała właśnie obiad dla rodziny i jednocześnie mieszała wywar ziołowy, do którego trzeba było dolać spirytus, gdy w górę buchnął ogień. Co działo się dalej, nie pamięta.

Z relacji bliskich wie tylko, że straciła przytomność, kilka godzin spędziła na OIOM-ie w Szpitalu Wojewódzkim, skąd helikopterem sanitarnym przetransportowano ją do Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach. 33 dni była na respiratorze. Miała oparzoną nie tylko klatkę piersiową, twarz, ręce i nogi, ale również drogi oddechowe. Cudem uniknęła śmierci.

Ewa, córka pani Marii, codziennie telefonowała do Gryfic. Na podróż mogła pozwolić sobie tylko raz. Ze względu na pracę, której boi się stracić. Ze względu na pieniądze - bilet w jedną stronę kosztuje ponad sto złotych.

- Mama strasznie schudła - wspomina pani Ewa. Miała wprawdzie wspaniałą opiekę lekarską, ale dbanie o to, by miała co jeść, należy już do rodziny. Zdarzyło się nawet, że lekarz zrugał panią Ewę, że nikt z bliskich nie czuwa przy chorej.

Starsza pani po przebudzeniu ze śpiączki farmakologicznej, która tłumiła potworny ból, nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje. Potrzebowała rozmowy, pocieszenia, wsparcia... Marzyła, by córka potrzymała ją za rękę. Ale córka była tak daleko. - Gdyby mamę leczono na miejscu, mogłabym odwiedzać ją co dzień - żali się pani Ewa.

W połowie lipca nadeszła wiadomość - pacjentkę, choć jeszcze całą w ranach i bandażach - można zabrać. Rodzina pani Ewy nie ma samochodu, transport karetką miał kosztować ok. tysiąca zł. To dla nich góra pieniędzy.

- Naprawdę nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie Asia, córka przyjaciółki mamy - opowiada Ewa. Przywiozła ją z Gryfic własnym samochodem. A gdy pielęgniarka z przychodni przerażona rozległością oparzeń, na których miała zmieniać opatrunki, zwyczajnie uciekła, poprosiła o pomoc znajomą lekarkę - opowiada.

Miała szczęście - trafiła na wybitnego specjalistę. Dzięki niej, pani Maria ma szansę wrócić do zdrowia. Doktor Tosińska od lat zabiega o "reanimację" oddziału oparzeń w Akademii Medycznej w Gdańsku, który kiedyś zamknięto "na czas remontu". Rektor elekt AMG prof. Janusz Moryś nie wyklucza, że taki oddział w akademii powstanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki