Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kwiat Dada, który zakwitł tylko raz

Tadeusz Skutnik
"Barykada miłości" pozostanie efemerydą, meteorem...
"Barykada miłości" pozostanie efemerydą, meteorem... Fot. Grzegorz Mehring
Widzów "Barykady miłości" powitała w teatrze Wybrzeże, na obnażonej scenie, siedząca pośrodku Julia Mach w pozycji "kwiat lotosu", pozycji dalekowschodniej bogini miłości.

Ona się do takich rzeźb albo płaskorzeźb idealnie nadaje. Potrafi wytrwać w bezruchu całego ciała taką miarę czasu, że przyjmuje się ją za nieruchomą figurę. Którą nie jest i z czasem staje się to coraz oczywistsze. Aha, Julia Mach jest całkowicie obnażona, jak cała scena.

Zabawa w laptopy
Zanim cokolwiek się zacznie, po lewej i prawej stronie sceny zabawiają się laptopami Leszek Bzdyl i Radek Hewelt. Porzucą je z czasem, żeby włączyć się w akcję sceniczną. A ta się nie bardzo wiadomo kiedy zawiązuje, jak na próbie.

I nawet gdy się na dobre zawiąże, pozostanie próbą, czyli też i improwizacją. Zważywszy, że spektakl powstał w ciągu ośmiu dni - na zasadzie skrzyknięcia się ludzi, którzy otarli się przynajmniej o teatr Dada von Bzdulow, na zasadzie wolontariatu, na zasadzie intensyfikacji ducha - to normalne. Kwiat Dada… który zakwitł na jeden wieczór.

Pierwiastek anarchii
Nie ma najmniejszego sensu rozdzielanie spektaklu na poszczególne sekwencje i pasemka. "Barykada miłości" jest jednym, niezwykle energetycznym i energetyzującym widowiskiem, właściwie niepodzielnym.
Ani się nie da od tancerzy-nietancerzy Dada oddzielić grających na żywo Pink Freudów, ani wizualizacji dr. Jahkilla (Jacka Staniszewskiego), ani poszatkować na poszczególne sceny tego, co ma się odwoływać do studenckiej rewolty w Paryżu w roku 1968, a co do polskiej rzeczywistości roku 2008. Odwołuje się, owszem, ale również do pierwiastka anarchii, tkwiącego w każdym młodym człowieku i zanikającego (nie u każdego) z wiekiem.

Z paryskiego maja

Mimo jednak gróźb podpalenia świata, nie dochodzi do tego na scenie. Mimo wygłoszenia setki wywrotowych haseł (częściowo zaczerpniętych z paryskiego maja 68), nie należy się spodziewać, że wywoła to coś więcej niż burzliwe oklaski widowni.

Mimo postawienia tu na miłość, świat będzie uporczywie stawiał na inne wartości. Obserwując wysiłki artystów, które miałyby wstrząsnąć przynajmniej nami, którzy je oglądamy, myślę sobie: jacyż oni są sentymentalni, romantyczni, niepraktyczni. Wspaniali!

Poświęcenie
Troje już wymieniłem. Katarzyna Chmielewska - bardzo dobrze czująca się nie w roli gwiazdy. Brawo! Anna Steller - odkrywająca nam swoje nowe możliwości. Majestatyczna Magda Jędra. Nieśmiała wciąż Ula Wróblówna. Nieznana mi wcześniej, a absorbująca sobą uwagę Anna Tytus.

Filip Szatarski - jakże on się musiał poświęcić, godząc się na całkowitą nagość "swojej" Julki Mach! Mariusz Jędrzejewski - wnoszący do tańca Dada coś zupełnie nowego. A także Emilia Komarnicka z teatru Wybrzeże - głównie recytacje, choć nie tylko…

Bez słów
Dodając Bzdyla i Hewelta, niejako architektów widowiska, uzyskujemy znakomicie rozumiejącą się obsadę, której niepotrzebne są miesiące przygotowań, prób, ćwiczeń. Która rozumie się bez słów. Owszem, ale to nie może być codzienność teatru tańca współczesnego.

To jest nadzwyczajność, ewenement, którego miarą nie wolno mierzyć powszedniości. Dlatego to widowisko pozostanie - przynajmniej według deklaracji organizatorów - efemerydą, zdarzeniem pojedynczym, meteorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki