Chodzi o ginekologię, czyli budynek numer cztery, w którym znajdują się oddziały patologii ciąży, położniczo-noworodkowy oraz powstały niedawno oddział ginekologii onkologicznej. Również dziś, po spotkaniu, które odbędzie się rano w redłowskiej placówce, wojewoda pomorski zdecyduje o ewentualnej ewakuacji przebywających tu położnic, noworodków oraz pacjentek onkologicznych. Zamknięcie całego szpitala raczej nie jest brane pod uwagę.
Z tego co dowiedzieliśmy się nieoficjalnie jeszcze wczoraj, wynika, że w wodzie pobranej z kranów ginekologii groźnej bakterii Legionella jest kilka razy więcej niż może być w przypadku, gdyby korzystali z niej ludzie zdrowi. Na szczęście nie wykryto w niej najbardziej zjadliwych szczepów. Zdaniem ekspertów z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdyni, w wodzie, która służy ludziom chorym, o osłabionej odporności, w tym rownież leczonym immunosupresyjnie (a więc lekami, które jeszcze bardziej ją obniżają) - Legionelli nie powinno być w ogóle.
Nic więc dziwnego, że nasza wczorajsza publikacja o zagrożeniu w redłowskim szpitalu przestraszyła nie tylko władze pomorskiej służby zdrowia, ale również pacjentów. Najbardziej - chorych leczonych chemio- i radioterapią.
Na szczęście budynek onkologii, w której otrzymują oni tego rodzaju terapię, jest już bezpieczny. Działania podjęte przez dyrekcję szpitala w uzgodnieniu z gdyńskim sanepidem, a więc tzw. dezynfekcja termiczna (woda w kranach musi osiągnąć temperaturę 70 st. C), okazały się skuteczne. Legionella niemal tam zniknęła.
W budynku interny i kardiologii również zagrożenie dla chorych jest już znacznie mniejsze. Jedynie w przypadku ginekologii wysiłki służb technicznych nie przyniosły efektów. Dlaczego?
- Bo znajduje się on na końcu wodociągowej nitki, gdzie temperatury 70 stopni, w której Legionella ginie błyskawicznie, nie da się osiągnąć bez niezbędnych inwestycji - tłumaczy Marian Piaskowski, wicedyrektor gdyńskiego sanepidu. Dziś jest to niemożliwe, ponieważ na terenie całego szpitala jest tylko jeden wymiennik ciepła, a zdaniem sanepidu - w taki wymiennik powinien być wyposażony każdy budynek. Podgrzanie wody do 70 stopni nie byłoby wówczas żadnym problemem.
Tymczasem dyrekcja placówki robi co w jej mocy, by uchronić pacjentów przed niebezpieczeństwem. Ze względu na to że nie tyle sama woda, co "wodny aerozol" jest potencjalnym źródłem zakażenia, z kranów i pryszniców wymontowano sitka.
Do mycia noworodków i innych ryzykownych zabiegów personel używa sterylnej wody. Dwa razy w miesiącu woda w całej sieci jest "przegrzewana" (po raz pierwszy bakterię odkryto tam w listopadzie ugiegłego roku). Jednak tylko do temperatury, którą jest w stanie wytrzymać licząca pół wieku szpitalna instalacja. O jej wymianę dyrekcja szpitala w Gdyni Redłowie stara się od wielu lat. Jak do tej pory - bezskutecznie.
Tymczasem również od stanu rur zależeć może bezpieczeństwo chorych.
- Jeżeli informacje o tym, że życie czy zdrowie pacjentów nadal jest zagrożone, się potwierdzą, nie cofnę się przed żadną decyzją - zapowiada Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki.
Będą pieniądze na inwestycje
Maciej Łukowicz - dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego.
Otrzymaliśmy już od dyrekcji redłowskiego szpitala szczegółową listę najpilniejszych inwestycji, które trzeba wykonać, by zlikwidować zagrożenie związane z Legionellą. Na ich realizację szpital potrzebuje około 700 tysięcy złotych. Trzeba będzie te środki przesunąć z innych zadań. Jutro zbierze się Zarząd Województwa Pomorskiego i podejmie w tej sprawie decyzję. Szybciej niż planowaliśmy trzeba też będzie wymienić całą instalację wodociągową na terenie szpitala - wewnętrzną i zewnętrzną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?