Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grypa na Pomorzu: Wojna na strzykawki

Dorota Abramowicz
Na Pomorzu w pierwszym terminie do obowiązkowych szczepień przystępuje tylko około 60 procent dzieci.

Wojna toczy się na wielu frontach. Głównie w internecie, gdzie po wpisaniu hasła "szczepionka" pojawiają się zarówno wezwania do natychmiastowego zakupu przez polski rząd "dla każdego"zapasów szczepionki przeciw grypie A/H1N1, jak i sugestie, że to koncerny farmaceutyczne tworzą sztuczny popyt na swoje produkty.

Pocztą elektroniczną przesyłane są listy zatytułowane "Zanim ulegniesz propagandzie i się zaszczepisz..." , ujawniające śmiertelne ofiary szczepień przeciw grypie i nie tylko. Towarzyszą im jeżące włosy na głowach informacje o opryskaniu dżumą płucną Ukrainy i "światowym spisku rządów, WHO i firm farmaceutycznych", który zabije 5 miliardów ludzi.

Wojna toczy się także w gabinetach lekarskich. Po obu stronach barykady stają epidemiolodzy i aktywiści ruchu antyszczepionkowego. Jedni i drudzy mają tytuły naukowe oraz ukończone studia medyczne.

Tylko pacjenci są skołowani.

Zaczęło się w Gdańsku
Miejscem określanym w wielu mediach jako "matecznik polskiego ruchu antyszczepionkowego" jest Trójmiasto, a konkretnie Gdańsk. Tu mieszka emerytowany już lekarz Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, twórca Franciszkańskiego Ruchu Ekologicznego, dr Jerzy Jaśkowski. Starszym znany z raportu (podważanego przez niektórych badaczy) na temat pomorskich skutków katastrofy w Czarnobylu, walki z elektrownią atomową w Żarnowcu i nowszych raportów na temat skutków zdrowotnych hałdy fosfogipsów w Wiślince.

- Zaczęło się w 1978 roku - wspomina dr Jaśkowski. - Właśnie urodziła mi się córka, a w tym samym roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła wstrzymanie szczepień przeciw ospie z powodu wygaśnięcia tej choroby. Tymczasem Polska... nadal szczepiła. Trwało to kolejne trzy lata, aż do wyczerpania zgromadzonych przez nasz kraj zapasów. Później policzyłem: 600 tys. dzieci razy trzy lata razy ok. 30 zł za szczepionkę... Wyszły koszmarne kwoty. Już więcej nigdy swoich dzieci nie szczepiłem.

Doktor Jaśkowski w połowie lat 90. przetłumaczył i opublikował w internecie raport Alana Philbiego na temat szkodliwości masowych szczepień całych populacji. Z sugestią, że rozwój szczepień leży w interesie wielkich firm farmaceutycznych. Najpierw - bez konsekwencji.

- Początkowo wspierała mnie Izba Lekarska i Izby Pielęgniarskie, drukując materiały o szczepieniach - twierdzi dr Jaśkowski. - Niestety, potem Państwowy Zakład Higieny przystąpił do kontrofensywy i zabronił publikacji. Taką poufną wiadomość otrzymałem z redakcji.

- Poglądy doktora Jaśkowskiego są szkodliwe - stwierdził prof. Wiesław Magdzik, ówczesny krajowy specjalista ds. epidemiologii. Pojawiły się kolejne polemiki, podważające wartość naukową doniesień o niebezpieczeństwie stosowania szczepionek.

- Doktor Jaśkowski nie jest epidemiologiem - mówi dziś dr Krystyna Witczak- Malinowska, pomorski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych. - W sprawach szczepień wypowiadają się osoby nie do końca znające problem.
Epidemiolodzy twierdzą, że zyski ze szczepionek (odporność na zakażenia nawet śmiertelnymi chorobami) znacznie przewyższają ewentualne ryzyko. Działania niepożądane występują w 10 proc. przypadków, przeważnie są to zaczerwienienia na skórze po zastrzyku.
Cichy front sprzeciwu

Naukowcy i lekarze dyskutowali, a coraz więcej korzystających z internetu rodziców czytało mniej lub bardziej poważne wieści o dramatycznych skutkach szczepień. I w przychodni mówiło: Nie.

- Trafiłam na lekarza, który potwierdził część moich obaw - mówi Małgorzata, matka 16-letniej dziś Klaudii z Gdyni. - Usłyszałam o rtęci w szczepionkach i o raku. Nie przystąpiłam do otwartej walki, nie chciałam być ciągana po sądach. Dostawałam zaświadczenia, że stan zdrowia córki jest przeciwwskazaniem do szczepień. I tak jakoś przetrwałam.

Na wielu stronach dyskusyjnych dla rodziców pojawiły się wezwania, by rezygnować ze szczepień dzieci. Efekt - na Pomorzu w pierwszym terminie do obowiązkowych szczepień przystępuje zaledwie 60 proc. dzieci. Niektóre są chore, więc wracają później. Inne - już nie.
Co roku zmniejsza się o tysiąc liczba dzieci szczepionych obowiązkowo w Polsce.

- Szczepienia? Śliski temat - mówi dr Andrzej Jagodziński, epidemiolog, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Kalendarz szczepień obowiązkowych i zalecanych ustalają specjaliści i dzieci powinny przejść przez całą serię tych pierwszych.
A jeśli nie przejdą? No cóż, tak naprawdę to niewiele się wówczas dzieje.
- Nie jesteśmy policją - mówi dr Jagodziński.

Bardziej niż rodzice powinni bać się lekarze, którzy nie wykonują obowiązkowych szczepień. Im grozi grzywna.

Profesor Majewska: To jest terror
O ile dr Jaśkowski po przejściu na emeryturę przestał być cytowany w mediach, o tyle coraz częściej przeciwnicy szczepień powołują się na prof. dr Marię Dorotę Majewską z Zakładu Farmakologii i Fizjologii Układu Nerwowego Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. List pani profesor m.in. do minister Ewy Kopacz na temat "szczepionkowego terroru" wobec rodziców pojawił się przed rokiem w internecie. Tamże można obejrzeć wypowiedź prof. Majewskiej o szkodliwości masowych szczepień (w pierwszych 24 miesiącach życia - 26 szczepionek) polskich niemowląt.

- Rodzice powinni mieć wybór - tłumaczy prof. Majewska, która twierdzi, że w wielu stosowanych w Polsce preparatach są zawarte szkodliwe substancje (np. tiomersal), które mogą mieć wpływ na powstawanie autyzmu. - W USA od lat o tym się mówi, w Polsce dopiero od niedawna. Po moich wystąpieniach otrzymuję coraz więcej doniesień o przypadkach powikłań poszczepiennych u dzieci.

Prof. Majewska powołuje się na wyniki badań dr. Andrew Wakefielda, opublikowane w prestiżowym piśmie "Lancet", łączące autyzm u dzieci ze szczepionką przeciw różyczce, odrze i śwince. Poglądy pani profesor spotkały się ze zdecydowaną krytyką m.in. Pawła Grzesiowskiego, który twierdzi, że Wakefield był oszustem i przyznał się do manipulacji.

- Nie wycofuję się z żadnej z moich tez - mówi prof. Majewska. - Znam też pediatrów, którzy nie szczepią dzieci. Wielu lekarzy jednak ze względu na presję środowiska ukrywa swoje poglądy.
- Napadli ją, bo naruszyła duże interesy - twierdzi gdański internista ("bez nazwiska, bo mnie zagryzą"). - Zgadzam się, że nieustanne pobudzanie układu immunologicznego kiedyś się zemści.
Niektórzy lekarze, choć nie są radykalnymi przeciwnikami szczepień, zalecają daleko posuniętą rozwagę.
- Widziałam skutki powikłań poszczepiennych - tłumaczy dr Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska z Kliniki Neurologii Rozwojowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. - Te, które są na liście obowiązkowych, z czegoś w końcu wynikają, trzeba więc je robić. Chyba że pediatra postanowi inaczej. Ale do szczepień zalecanych podchodzę z dużą ostrożnością. Córek nie doszczepiam. Przeciw grypie też.

Doktor woli czosnek
Aktywność przeciwników i zwolenników szczepień wzrosła po wypowiedziach minister Kopacz o firmach farmaceutycznych, które nie chcą brać odpowiedzialności za nową szczepionkę przeciw grypie A/H1N1. Zwolennicy straszą śmiertelnym wirusem. Wśród przeciwników furorę zrobiła wypowiedź pewnej pani w "Szkle kontaktowym", która zaproponowała, by dla najgłośniej krzyczących polityków kupić szczepionkę i zrobić im zastrzyki w obecności telewizyjnych kamer.
- Proszę się szczepić przeciw grypie sezonowej - wzywa za to minister zdrowia wspólnie z epidemiologami.

Przerażeni obywatele wykupili już szczepionki z aptek. A lekarze i pielęgniarki? Przeważnie unikają strzykawek.
- Najczęściej nie chcą się szczepić pielęgniarki - dodaje dr Witczak-Malinowska (zaszczepiona podczas zjazdu epidemiologów we wrześniu). - To błąd, w końcu one mają kontakt z chorym pacjentem.

- Nie wiem, czy zaszczepiło się 10 procent pracowników służby zdrowia - mówi lekarz wojewódzki, dr Jerzy Karpiński (twierdzi, że nie zaszczepił się jeszcze z braku czasu, ale w ubiegłych latach przyjmował szczepionkę). - Zastanawiam się, jak to będzie po zakupie nowej szczepionki przeciw A/H1N1, która ma być przeznaczona m.in. dla personelu medycznego. Trudno powiedzieć, jak wielu będzie chętnych.

Dr Marian Kentner, dyrektor gdyńskiego pogotowia ("nie kłułem się"), wspomina sytuację sprzed ośmiu lat, gdy na fali "terrorystycznej paniki" zaproponowano ratownikom szczepienie przeciw wąglikowi. Nie było chętnych.

Wśród lekarzy wyraźnie widać wpływ specjalizacji na chęć do stosowania szczepionki przeciw grypie.
- Częściej szczepią się pediatrzy, rzadziej neurolodzy - tłumaczy dr Maria Mazurkiewicz-Bełdzińska. - Pierwsi częściej obserwują skutki choroby, drudzy skutki szczepień. W mojej klinice nie zaszczepił się przeciw grypie ani jeden lekarz. Pediatrzy, którzy do nas trafiają, też zmieniają zdanie. Uważam jednak, że do problemu należy podchodzić indywidualnie - są osoby, z grup ryzyka, które nie mają odporności. I one nie muszą, ale powinny się szczepić.
Wolna wola - powtarzają lekarze. - Słuchaj, myśl i rób, co chcesz.
Czy to wystarczy, by podjąć decyzję - komu zaufać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki