Polska Atlantyda, czyli miasto piratów na Helu

Tomasz Słomczyński
Przemysław Świderski/POLSKA
Niedaleko Helu, kilka metrów pod lustrem wody leżą ruiny średniowiecznego miasta, które niegdyś upodobali sobie bałtyccy piraci zwani Witalijczykami. Jak głosi kaszubska legenda, pewnej niedzieli morze wystąpiło z brzegów i pochłonęło oddających się rozpuście Helan wraz z ich dobytkiem - pisze Tomasz Słomczyński

Przed stu laty turyści mogli wypływać na tak zwaną cmentarną toń. Robili to w towarzystwie doświadczonych rybaków. Łódź raczej nie mogła uderzyć w ruiny kościelnej wieży, fragment murów obronnych lub ratusza, ale i tak miejscowi niechętnie tam wypływali. Zdarzało się, że zamiast ryb w sieci znajdowali ludzkie szczątki. Wypłukiwało je morze z cmentarza leżącego kilka metrów pod powierzchnią wody.

Polska Atlantyda. Zatopione miasto. Miasto topielców. Dlaczego tak niewielu ludzi wie o istnieniu średniowiecznych ruin? Mirosław Kuklik, dyrektor Muzeum Ziemi Puckiej: - Ci, co interesują się tymi sprawami, wiedzą - uśmiecha się zagadkowo. - Ale rzeczywiście jest nas niewielu.
Ślady

25 czerwca 1705 roku niejaki Ephraim Praetorius przybył do Helu. Chciał zobaczyć, co pozostało z dawnego miasta. Ukazał mu się tylko widok zrujnowanego kościoła na pustkowiu. Na murze widniał napis: 1571 Michel Tuba. Prawdopodobnie "pustkowiem" Ephraim nazwał szeroką plażę. Morze postępowało dalej, zabierając kolejne fragmenty lądu.

W 1935 roku w "Gazecie Gdyńskiej" ukazała się krótka notatka. Ruiny Starego miasta Helu odkryto na dnie morskim. Podczas prac nad budową portu w Helu, w odległości kilkuset metrów od portu rybackiego, natrafiono na ruiny - fundamenty i szczątki świątyni helskiej.

Karna ekspedycja
W roku 1396, kiedy Stary Hel był u szczytu swego rozkwitu, do miasta zbliżyła się potężna armada, osiemdziesiąt cztery kogi i holki. Wtedy na Bałtyku grasowali piraci zwani Witalijczykami. Krzyżacy zgrupowali w Helu swoje siły przed karną ekspedycją przeciwko morskim zbójom. Żaglowce stacjonowały przez moment na redzie i w tutejszym porcie.

Witalijczyków można nazwać zbuntowanymi kaprami, czyli morskimi najemnikami. Zaledwie kilka lat wcześniej byli wynajmowani przez skandynawskich i niemieckich możnowładców. Łupili wówczas na zlecenie. Później, pozostając bez zleceń, rozpoczęli rabunek na własną rękę. Siali postrach na Bałtyku. W praktyce sparaliżowali handel morski. W tej sytuacji Hanza zwróciła się do zakonu krzyżackiego z prośbą o pomoc. Fakt ten przywołuje Mirosław Kuklik w jednej ze swoich publikacji o zatopionym mieście.

Jeśli Krzyżacy wybrali Hel na miejsce zgrupowania wojska, to musiał tu być duży port. Armia pod dowództwem krzyżackim liczyła około 1500 żołnierzy - rycerzy i knechtów, zaokrętowanych na 84 żaglowcach. - Taka liczba jednostek z pewnością nie zmieściłaby się w porcie. Pewnie stały na redzie, choć dokumenty wspominają o postoju w helskim porcie. Wielu rzeczy nie będziemy wiedzieć, dopóki nie zejdziemy pod wodę - mówi Kuklik.

Rudy Klaus i kłótliwe baby

W Helu dwie najbardziej oblegane knajpy to Kapitan Morgan i Admirał Nelson. Wizerunków postaci z opaską na oku i hakiem zamiast ręki jest tu zatrzęsienie.
Przywódcą Braci Witalijskich był niejaki Klaus Störtebecker, zwany malowniczo Tęgopojem. Był rudy i brodaty. Nie wyglądał jak pirat z helskiego straganu. Pod koniec czternastego wieku nie noszono kapeluszy i żabotów, tym bardziej pistoletów z zamkami skałkowymi. Klaus zapewne chodził w kapalinie na głowie, w kolczej zbroi, z mieczem u pasa i toporem w dłoni. Jego pirackie atrybuty nie różniły go od "zwykłego" średniowiecznego rycerza rozbójnika.

Z nielicznych zachowanych dokumentów wynika, że Hel był stanicą piratów. Stąd świetnie widać wypełnione towarem jednostki wypływające z Gdańska. Tu się można zaczaić. Jest czas na ucieczkę - z każdej strony widać przybywające żaglowce ewentualnej ekspedycji karnej. Skoro miejsce upatrzyli sobie piraci, to cóż mieli robić mieszczanie? Starali się zarobić. A piraci - jak to piraci - na lądzie szukali karczmy i zamtuza.

Porządek w Helu musiał być - przynajmniej na papierze, a w zasadzie na pergaminie. Do dziś zachował się tak zwany wilkierz, zbiór praw i obowiązków, które nadawali rajcy. Jest on datowany na pierwszą połowę XV wieku. Zapisy wilkierza dają dziś wyobrażenie o dniu codziennym średniowiecznego miasta. Wówczas włodarze miasta zakazywali trzymania świń i kaczek, wyrzucania uciętych głów rybich na ulicę. Za zabójstwo wyznaczona została kara pieniężna i wygnanie albo kara "gardła".

Zabronione było korzystanie z usług kobiet sprzedajnych pod karą jednej marki. Kobieta w takiej sytuacji ryzykowała całym majątkiem. Żadna żona nie mogła mieć kamrata, zwłaszcza, jeśli jej mąż szyper akurat był poza domem. Dziewice nie powinny spoufalać się z mężczyznami, chyba że w celu matrymonialnym. Wdowy miały mieć opiekunów. Gdy dwie złe kobiety się kłóciły, musiały zapłacić grzywnę w wysokości dziesięciu marek albo obnosić wokół rynku przywiązany do szyi kamień. Wychodzi na to, że chłop dziesięć razy szedł do zamtuza, żeby w sumie zapłacić karę taką, jaką płaciły dwie kłócące się baby. Klaus Tęgopój, kiedy bywał w mieście, zapewne niewiele sobie robił z postanowień rajców.

Zbrodnia i kara
Powiadają Kaszubi, że to rozpusta była przyczyną kary, jaka spadła na miasto. Koniec nastąpił w Zielone Świątki, w niedzielę, w zamierzchłych czasach. Mieszkańcy zamiast uczestniczyć w nabożeństwie, śpiewali z piratami frywolne piosenki. Morze wystąpiło z brzegów i pochłonęło ludzi z ich dobytkiem.

Jest jeszcze inna wersja wydarzeń. Mieszczanom wygodniej było przenieść się w głąb lądu, niż wciąż walczyć z napierającym żywiołem. Poza tym uciążliwe prawa zapisane w wilkierzu nie obowiązywały za murami miasta. Siedlisko rozpusty zapewne mieściło się gdzieś tuż obok, gdzie każda kobieta mogła mieć kamrata, a każda dziewica mogła spoufalać się do woli. Systematycznie rozbierano stare budowle dla pozyskania budulca. Ludzie osiedlali się w nowym miejscu - w dzisiejszym Helu, zwanym wówczas Nowym Helem. Z czasem teren Starego zajmowało morze. Dlatego Ephraim zdołał w 1705 roku zwiedzić już tylko ruiny kościoła stojące na pustkowiu.

Śledzie z winem

Oprócz wilkierza o potędze średniowiecznego miasta świadczy akt potwierdzenia praw miejskich z roku 1376. Na podstawie dostępnych dokumentów można zaprojektować średniowieczny Hel: Kościół, dziewięć winiarni, karczmy i łaźnie, Szpital Bożego Ciała, ciemnicę i ratusz, port i kamienice. Architekt Brunon Wandtke stworzył coś, co nazywa rekompozycją układu urbanistycznego średniowiecznego miasta. Jest to sporych rozmiarów kolorowa plansza. Wandtke pracował nad nią dwa lata. Środkiem miasta wiodła ulica Szeroka. Przy porcie musiał znajdować się warsztat szkutniczy. Zabudowania zgromadzone były wokół rynku miejskiego, funkcjonował też drugi plac - targ rybny. Od strony lądu miasto obwarowane było murem.

Mirosław Kuklik w swojej pracowni przy puckim rynku pokazuje stare mapy, na których widnieje, obok "Hela", punkt oznaczony jako "Alte Hela".

- O dużym znaczeniu piętnastowiecznego Helu świadczy fakt, że na wieży ratuszowej zainstalowany był zegar mechaniczny. W tym czasie nawet Gdańsk jeszcze nie miał takiego zegara - mówi Kuklik.
- Skąd mieszczanie mieli na to pieniądze?

- Podstawowym towarem sprzedawanym przez Helan były śledzie. Kiedy okręty stacjonowały w pobliżu miasta lub w porcie, załogi żywiły się głównie solonymi śledziami. Wymowny jest też fakt, że znajdowało się tu aż dziewięć winiarni.

Potrzebne pieniądze

W latach siedemdziesiątych odkryto w Pucku słowiański port z X-XIII wieku. Zachowały się fragmenty drewnianej palisady, umocnień brzegowych i zatopione łodzie. Była to wówczas archeologiczna sensacja. Archeologowie badają pucki port od kilkunastu lat. Tymczasem w Helu, pod wodą, najprawdopodobniej znajdują się fundamenty dużego średniowiecznego miasta.

Najprawdopodobniej, bo jeszcze nikt tego nie sprawdził. - Wierzę, że tam jest to miasto. Świadczą o tym relacje i podania ludowe, a ja nie ignoruję takich świadectw - mówi Iwona Pomian, archeolog. - Rzeczywiście trzeba tą sprawą się zająć.

Rzecz w tym, że koszt wynajęcia statku, takiego, za pomocą którego można "zajrzeć" pod piasek, to mniej więcej cztery i pół tysiąca euro za dzień. Zdaniem Iwony Pomian potrzebne są dwa miesiące badań terenowych, z czego dwa tygodnie z wykorzystaniem statku.

Wojsko milczy
Miejsce średniowiecznego miasta jest obecnie niedostępne. Od plaży odgradza je siatka z drutem kolczastym. W morze wysunięty jest dwustumetrowy pirs, oddzielający wody portu wojskowego. Znajduje się tam baza zapasowa 3 Flotylli Okrętów im. Komandora Bolesława Romanowskiego.

Flotylla jest "uderzeniowym związkiem taktycznym Marynarki Wojennej". Do kontaktów z dziennikarzami wojsko wyznacza rzecznika prasowego. Komandor porucznik Bartosz Zajda prosi o mejla z podaniem wszystkich pytań do dowództwa Flotylli. Czy żołnierze natrafiali kiedykolwiek na jakiekolwiek ślady Starego Helu? Czy możliwe byłyby krótkie oględziny tego miejsca?
Pytania pozostają bez odpowiedzi. Od lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl