Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orunia ma dość lisów

Martyna Łoboda
Ferma lisów znajduje się zaledwie kilka metrów od osiedla bloków mieszkalnych
Ferma lisów znajduje się zaledwie kilka metrów od osiedla bloków mieszkalnych Grzegorz Mehring
Mieszkańcy Oruni od kilku lat robią wszystko, by pozbyć się uciążliwego sąsiedztwa hodowli lisów. Ich starania kończą się niepowodzeniem

Hodowca lisów z ul. Alojzego Bruskiego na Oruni ponownie domaga się od sądu prawa do zasiedzenia. Wniesiona przez niego kolejna apelacja uniemożliwia likwidację fermy.

Walka mieszkańców Oruni z właścicielem hodowli lisów trwa kilkanaście lat. Konflikt wybuchł w latach 90., gdy gmina zezwoliła na budowę osiedla przy ul. Świętokrzyskiej. Nowe budynki powstały zaledwie kilka metrów od drewnianego płotu fermy. Może i nie przeszkadzałaby ona nikomu, gdyby nie uciążliwy fetor.

- Najgorzej jest latem. Smród nie do zniesienia! Zwierzęta trzymane są w brudnych i małych klatkach. W nocy słychać wycie psów i lisów - mówi jeden z mieszkańców. - Bywa, że widzę, jak zwierzęta są żywcem obdzierane ze skóry.

Zdarza się, że lisy wydostają się zza ogrodzenia i biegają po osiedlu. - Jak w takiej sytuacji mają bawić się nasze dzieci? - pyta nasz czytelnik. - Plac zabaw jest przy płocie fermy.
Mieszkańcy mają żal do Spółdzielni Mieszkaniowej "Południe" oraz gdańskiego magistratu. - Spółdzielnia obiecała nam przecież, że zlikwiduje lisiarnię - przypomina jeden z lokatorów.

Gdy pytamy Adama Stielera, zastępcę dyrektora Wydziału Urbanistyki Urzędu Miejskiego w Gdańsku, czy zna sprawę, słyszymy: - Ferma jest nielegalna. Właściciele gruntu, na którym się znajduje, są rozsiani po świecie. Nie ma z nimi kontaktu. W tej sytuacji gmina nie jest stroną w sprawie. Hodowli nie było na mapach geodezyjnych, a problem pojawił się, gdy deweloperzy wykupili ziemię.

Mimo to, jeszcze w latach 90. gmina złożyła pozew o eksmisję hodowli. To samo zrobiła spółdzielnia. Sprawą zajęły się policja i sąd. Ale do tej pory wyroku o usunięciu lisiarni nie udało się wykonać, bo właściciel fermy wciąż omija przepisy prawa. Sąd jest bezsilny. - Wyrok eksmisji jest nieskuteczny. Hodowca nadal zajmuje grunt na Oruni, kierując do sądu coraz to nowe roszczenia - mówi Przemysław Banasik, rzecznik prasowy Gdańskiego Sądu Rejonowego w Gdańsku. - A to uniemożliwia likwidację hodowli.
- Walka o zachowanie fermy jako takiej jest fikcją - uważa Adam Stieler. - Hodowcy chodzi o ziemię, która nie należy ani do spółdzielni, ani do gminy.

O sytuacji na Oruni wie sanepid. - Ferma lisów nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia lub życia mieszkańców osiedla. Kontrola z 2008 roku nie stwierdziła chorób zakaźnych u zwierząt - wyjaśnia dr Halina Bona, p.o. państwowy powiatowy inspektor sanitarny z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku.

A co na to spółdzielnia? - Zrobiliśmy dużo w tej sprawie - mówi Sylwester Wysocki, prezes spółdzielni. Odmówił nam dalszego komentarza. Podobnie postąpił właściciel fermy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki