Hodowca lisów z ul. Alojzego Bruskiego na Oruni ponownie domaga się od sądu prawa do zasiedzenia. Wniesiona przez niego kolejna apelacja uniemożliwia likwidację fermy.
Walka mieszkańców Oruni z właścicielem hodowli lisów trwa kilkanaście lat. Konflikt wybuchł w latach 90., gdy gmina zezwoliła na budowę osiedla przy ul. Świętokrzyskiej. Nowe budynki powstały zaledwie kilka metrów od drewnianego płotu fermy. Może i nie przeszkadzałaby ona nikomu, gdyby nie uciążliwy fetor.
- Najgorzej jest latem. Smród nie do zniesienia! Zwierzęta trzymane są w brudnych i małych klatkach. W nocy słychać wycie psów i lisów - mówi jeden z mieszkańców. - Bywa, że widzę, jak zwierzęta są żywcem obdzierane ze skóry.
Zdarza się, że lisy wydostają się zza ogrodzenia i biegają po osiedlu. - Jak w takiej sytuacji mają bawić się nasze dzieci? - pyta nasz czytelnik. - Plac zabaw jest przy płocie fermy.
Mieszkańcy mają żal do Spółdzielni Mieszkaniowej "Południe" oraz gdańskiego magistratu. - Spółdzielnia obiecała nam przecież, że zlikwiduje lisiarnię - przypomina jeden z lokatorów.
Gdy pytamy Adama Stielera, zastępcę dyrektora Wydziału Urbanistyki Urzędu Miejskiego w Gdańsku, czy zna sprawę, słyszymy: - Ferma jest nielegalna. Właściciele gruntu, na którym się znajduje, są rozsiani po świecie. Nie ma z nimi kontaktu. W tej sytuacji gmina nie jest stroną w sprawie. Hodowli nie było na mapach geodezyjnych, a problem pojawił się, gdy deweloperzy wykupili ziemię.
Mimo to, jeszcze w latach 90. gmina złożyła pozew o eksmisję hodowli. To samo zrobiła spółdzielnia. Sprawą zajęły się policja i sąd. Ale do tej pory wyroku o usunięciu lisiarni nie udało się wykonać, bo właściciel fermy wciąż omija przepisy prawa. Sąd jest bezsilny. - Wyrok eksmisji jest nieskuteczny. Hodowca nadal zajmuje grunt na Oruni, kierując do sądu coraz to nowe roszczenia - mówi Przemysław Banasik, rzecznik prasowy Gdańskiego Sądu Rejonowego w Gdańsku. - A to uniemożliwia likwidację hodowli.
- Walka o zachowanie fermy jako takiej jest fikcją - uważa Adam Stieler. - Hodowcy chodzi o ziemię, która nie należy ani do spółdzielni, ani do gminy.
O sytuacji na Oruni wie sanepid. - Ferma lisów nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia lub życia mieszkańców osiedla. Kontrola z 2008 roku nie stwierdziła chorób zakaźnych u zwierząt - wyjaśnia dr Halina Bona, p.o. państwowy powiatowy inspektor sanitarny z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku.
A co na to spółdzielnia? - Zrobiliśmy dużo w tej sprawie - mówi Sylwester Wysocki, prezes spółdzielni. Odmówił nam dalszego komentarza. Podobnie postąpił właściciel fermy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?