Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sporze z Anglikiem o dziecko pierwsza runda dla Polki

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Przed sądem w Wielkiej Brytanii rozpoczęła się batalia Barbary Mielewczyk, której decyzją gdyńskiego sądu odebrano czteroletniego chłopca, a ojciec malucha wywiózł go na Wyspy.

Już na pierwszej rozprawie, w jednym z angielskich miast, sędziowie pozwolili matce na normalne kontaktowanie się z Jasiem. Ale to nie koniec. We wrześniu odbędą się kolejne rozprawy, które być może zdecydują, czy maluch będzie mógł wrócić z matką do Polski.

- Sąd w Wielkiej Brytanii, w mojej opinii, trafniej od polskiego ocenił sytuację i mogę w tej chwili przez kilka dni w tygodniu opiekować się Jasiem - mówi Barbara Mielewczyk. - To dla mnie wielkie szczęście. Co za paradoks, że sąd w obcym kraju okazał dla mnie większą wyrozumiałość niż w mojej ojczyźnie. Kurator sądowa, gdy usłyszała o okolicznościach wywiezienia malucha z Polski, była zdumiona. Nie potrafiła zrozumieć, jak to możliwe, iż czteroletni chłopiec siłą zabierany jest matce, wywożony z kraju, w którym mieszkał niemal całe życie i przekazywany ojcu, z którym nie jest w stanie w żaden sposób się porozumieć. Chłopiec nie rozmawia po angielsku, jego tata nie zna polskiego, komunikuje się więc z nim na migi.

O zabraniu dziecka Barbarze Mielewczyk pisaliśmy w "Polsce Dzienniku Bałtyckim" kilka razy. Ojciec chłopca, Anglik Lee S., w marcu tego roku zabrał chłopca z jednej z posesji w Stężycy, gdzie pojawił się pod nieobecność Barbary Mielewczyk. Mężczyźnie asystowali jego matka, psycholog, kurator sądowy i policja. Z protokołu odebrania dziecka, które przebywało akurat pod opieką matki Barbary Mielewczyk, wynika, że babcia Jasia, a matka Lee S., zachowywała się skandalicznie. Tuż po wejściu do domu rzuciła się na Jasia i zaczęła wykrzykiwać, że już nigdy nikomu go nie odda.

Samo odebranie chłopca i wywiezienie go do obcego kraju stało się możliwe dzięki wyrokowi sądu w Gdyni z 2005 r., który po wniesieniu sprawy przez Lee S. nakazał oddać chłopca ojcu. Prawnicy określają ten werdykt jako wielce kontrowersyjny. Jaś urodził się bowiem w Southampton, gdzie mieszkał przez trzy pierwsze miesiące swojego życia. Gdy pomiędzy jego rodzicami zaczęło dochodzić do coraz poważniejszych kłótni, przestraszona Barbara Mielewczyk postanowiła wrócić z dzieckiem do Polski.

Ojciec chłopca już po trzech dniach od zniknięcia Jasia zgłosił miejscowej policji jego porwanie, a powołując się na Konwencję Haską wystąpił też do polskiego sądu o wydanie mu dziecka. Skład sędziowski przyznał mu rację, w uzasadnieniu pisząc m.in., że Barbara Mielewczyk ukrywała dziecko przed Lee S., nie odbierała od niego telefonów, a kobieta nie uzyskała jego zgody na podróż z dzieckiem do Polski i nie poinformowała go o takich planach. Tymczasem Konwencja Haska zabrania wywożenia dziecka z miejsca narodzin na dłużej niż sześć tygodni bez akceptacji obojga rodziców.

Barbara Mielewczyk mówi, że było inaczej. Twierdzi, że Lee S. wiedział o wyjeździe, wszystko odbyło się legalnie, a wyjazd do Polski poradziła jej polska konsul, wystawiając paszport dla Jasia. Kobieta od niekorzystnego dla siebie wyroku z 2005 r. próbowała kilka razy odwoływać się, przedstawiając między innymi opinie psychologów, według których Jaś ma z nią bardzo dobry kontakt, a jego rozdzielenie z matką stanowi zagrożenie dla prawidłowego rozwoju jego osobowości. Działania te za każdym razem okazały się jednak nieskuteczne, a sędziowie tłumaczyli, że wyroku w sprawie wydania Jasia ojcu nie można zmienić, bo zapisy Konwencji Haskiej w tej sprawie są jednoznaczne.

Mecenas Roman Olszewski, jeden z pełnomocników Barbary Mielewczyk, uważa jednak, że to nieprawda.

- Sąd, według kodeksu postępowania cywilnego, ma prawo zmienić nawet prawomocne orzeczenie, jeśli wymaga tego dobro małoletniego - tłumaczy Roman Olszewski. - W tym wypadku z pewnością zachodziły takie przesłanki. Dziecko zostało przecież po niemal czterech latach mieszkania w Polsce wywiezione brutalnie do obcego kraju, odizolowane od przyjaciół, musiało przeżyć psychiczny szok. Pierwszy raz w swojej długiej karierze adwokata spotkałem się z taką sprawą.

Porwanie Jasia zgłoszono już trzy dni po jego przyjeździe do Polski, to niezrozumiałe. Konwencja Haska stosowana jest przecież do przypadków wywiezienia dziecka, trwających powyżej sześciu tygodni.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki