Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskar Piechota stoczy pierwszą walkę za oceanem. "UFC to czubek góry lodowej"

Łukasz Żaguń
Łukasz Żaguń
Szymon Starnawski /Polska Press
W październiku ubiegłego roku Oskar Piechota został rzucony na najgłębszą wodę, w jakiej kiedykolwiek miał okazję pływać.

Działacze prestiżowej federacji UFC, jako że organizowali galę w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie, szukali zdolnego, lokalnego zawodnika. Wybór padł na Piechotę. Życiową szansę urodzony w Gdańsku zawodnik wykorzystał niemal perfekcyjnie. Decyzją sędziowską pokonał Amerykanina Jonathana Wilsona, dla którego była to czwarta walka dla najbardziej prestiżowej federacji MMA na świecie. Kwestią czasu było zatem to, że Piechota dostanie kolejną propozycję.

Już w najbliższą niedzielę Polak zmierzy się w Austin w Teksasie z reprezentantem gospodarzy, Timem Williamsem. Dla 31-letniego Amerykanina będzie to debiut w UFC. Mimo że Polak wie już, co to znaczy walczyć dla najlepszej organizacji MMA na świecie, to jednak jego też czeka mały debiut. Po raz pierwszy w karierze rywalizować będzie za wielką wodą. Co prawda bił się już w Anglii i Szwecji, ale jeszcze nigdy w Stanach Zjednoczonych. Czy to wyzwala w nim dodatkowy dreszczyk emocji?

- To prawda, w USA jeszcze nie walczyłem, ale nie myślę o tym w jakiś szczególny sposób - mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu” Piechota.- Zawsze staram się skupić uwagę na swojej walce i przeciwniku, a to czy będzie ona w USA czy w jakimś innym miejscu, nie ma dla mnie większego znaczenia. Oczywiście jest kwestia aklimatyzacji i długiej podróży. To ma jakiś wpływ. No i rzecz jasna nigdy nie chcę rozczarować kibiców. A tak na marginesie, fajnie jest poznać kawałek świata - dodaje Piechota.

28-latek przyznał też otwarcie, że nie miejsce walki zaprząta jego głowę, a rozpracowanie rywala, z którym zmierzy się w niedzielę. Tim Williams, mimo że nie miał wcześniej okazji bić się dla UFC, nie należy do grona tak zwanych kelnerów. Zresztą, Amerykanie byle kogo nie zatrudniają. Zawodnik z New Jersey z kwitkiem odprawił ostatnio Jaya Silvę, który w przeszłości był pogromcą doskonale znanego z występów w KSW, Michała Materli.

Piechota też jednak nie jest zawodnikiem, który dopiero zaczyna swoją karierę. Gdańszczanin ma na swoim koncie 10 wygranych. Smaku porażki jeszcze nigdy nie zaznał. I oby to się szybko nie zmieniło. Niemniej Polak zdaje sobie sprawę z tego, że podpisany kontrakt w UFC jest równoznaczny z tym, że cały czas trzeba przekonywać działaczy do swoich umiejętności.

- Uważam, że federacja UFC to czubek góry lodowej, na którym ciężko się utrzymać. Jest to największa organizacja, w której biją się zawodnicy z całego świata. Już sam angaż świadczy o wysokim poziomie zawodnika. Jeżeli chodzi o porównanie z innymi federacjami, oczywiście mówię tu o organizacjach, z którymi miałem przyjemność współpracować, to niestety są mocno w tyle za UFC - zdradza szczerze Piechota.

Top Sportowy24: zobacz hity internetu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki