Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud musi być

Redakcja
Drzewo w balewskim lesie otoczone jest bez przerwy przez modlących się, robiących zdjęcia ludzi. Niektórzy przyjeżdżają z daleka
Drzewo w balewskim lesie otoczone jest bez przerwy przez modlących się, robiących zdjęcia ludzi. Niektórzy przyjeżdżają z daleka
Im dalej od Balewa, tym silniejsza wiara w cudowny wizerunek Maryi na drzewie. Mieszkańcy wsi, którą odwiedziły Dorota Abramowicz i Anna Sztym, raczej nie dowierzają. I mają swoje powody

W ostatnią niedzielę pan Andrzej, stróżujący w ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem położonym nieopodal lasu, liczył samochody. - Z tysiąc się przewinęło - mówi z dumą w głosie. - Wszystkie do naszego drzewa. Nawet jeden autokar z pielgrzymami dojechał. A rejestracje to już z całego kraju. Gdańsk, Elbląg, Warszawa, ktoś nawet mówił o aucie z Zakopanego. Ludzie klękali, modlili się przed cudownym wizerunkiem Matki Boskiej. Kwiaty zostawiają, znicze palą.

Wszyscy czekają na cud.
W lesie koło Balewa, wsi położonej ok. 20 kilometrów od Sztumu, pojawiły się znaki na dwóch drzewach. Na pierwszym pielgrzymi dopatrują się zarysu Matki Boskiej. Na drugim widać serce, w środku którego dociekliwy obserwator dopatrzy się znaku krzyża.
- Po zapadnięciu zmroku sąsiad stanął tu samochodem z włączonymi światłami - mówią mieszkanki Linek. - W świetle reflektorów suknia Matki Boskiej mieniła się błękitnozielonkawą poświatą.
Niesamowite wrażenie!

- Naokoło serca są kreseczki, jak paciorki różańca - dodaje pani Ewelina. Pani Ewelina nie chce, by podawać jej nazwisko, bo ksiądz i niektóre starsze sąsiadki niezbyt przychylnie patrzą na tych, którzy wierzą w objawienie w balewskim lesie.
- Modlitwa im przeszkadza - oburza się pani Ewelina. - Albo to, że mniej na tacę idzie, bo ludzi wolą jechać pod drzewo, niż iść do kościoła. Zdjęcia naszego drzewa pojawiły się w internecie. Cały świat o nim wie! Dzwonił do mnie brat z Norwegii, pisał kuzyn z Niemiec. Już kuria w Elblągu sprawdza, co się tam dzieje. A dzieje się dużo. Jedna z dziewczynek opowiadała, że Matce Boskiej łzy z oczu lecą. Ludzie też mieli widzieć nocą dziwną poświatę nad lasem, coś jakby do ziemi suknię błękitną Maryi. Mówię wam - prędzej czy później cud się objawi.

- Cud? - wzrusza ramionami Bogdan Mularczyk, mąż pani sołtys wsi Dworek i Balewo. - Cud to będzie, jeśli się las od tych zniczy nie spali.
Siedzimy w sklepie Mularczyków w Dworku. Sklep mieści się w świetlicy po dawnym PGR - i wygląda nieco dziwnie. Na ścianach wiszą tarcze i topory, w kącie stoi makieta zamku, a ścianę zdobi ogromny obraz, rozmiarów "Bitwy pod Grunwaldem", przedstawiający trzech polskich rycerzy na koniach na tle morza.
- Namalował go na początku lat 70. XX wieku pewien więzień ze Sztumu, który został tu skierowany w ramach resocjalizacji - wyjaśnia Bogdan Mularczyk. - Ludzie opowiadali, że bez pół litra do pracy się nie zabierał. A kiedy już skończył malować, zmarł, bo mu wątroba wysiadła.
Z trudem odrywam wzrok od wojów. To nie oni mnie tu przywiedli, ale cud na drzewie.
- Pierwszy raz usłyszałam o wizerunku przed trzema tygodniami, od ludzi w sklepie - twierdzi sołtys Zofia Mularczyk. - Pojechaliśmy, bardzo dużo modlących się i robiących zdjęcia wokół stało. Ja tam w świętość na drzewie nie wierzę. Większość ludzi z naszej wsi myśli podobnie. Im dalej od Balewa, tym większa z tym histeria.

Bogdan, były zootechnik, przez rok student seminarium duchownego ("Byłem tam, póki żony nie poznałem"), ma własną teorię na temat balewskiego drzewa.
- Toż to buk - tłumaczy. - Gałęzie odpadają, pozostaje sęk. Tak się słoje ułożyły. Serce na sąsiednim drzewie? Pewnie ktoś przed laty wyciął dla dziewczyny i razem z bukiem urosło. Błyszczy się z daleka? Od północnej strony mech jest na drzewie. Ludzie dotykają wizerunku rękami, na rękach mają kremy, mech zaczyna błyszczeć. Jeśli można mówić o cudzie, to jest to cud natury. Proszę jeszcze raz popatrzeć na obraz na ścianie.

Odwracam głowę, wpatruję się w rycerzy. Morze, piasek, konie, niebo. Niebo jakby trochę żółtawe, bo w jednym miejscu odpadł tynk. Kształt dziury w ścianie coś mi przypomina... Dziecięca bajka, miś? - Widzi pani? - triumfalnie uśmiecha się mąż pani sołtys. - Toż to prawdziwy Kubuś Puchatek!
W sklepie wybucha głośny śmiech.
- Mnie tam pielgrzymi nie przeszkadzają - komentuje pan Jacek, który od kilku minut przysłuchuje się naszej rozmowie. - Postawić można budkę z lodami i będzie interes. A drzewo? Jak drzewo. Zwyczajne.

Zawistne języki

Opowieści o znaku na buku krążyły najpierw wśród dzieci.
- Jak w Fatimie - mówi pani Wanda. - Tam też Matka Boska objawiła się niewinnym dzieciom. No i wszystko wybuchło w maryjnym miesiącu, maju.
Paulince z Cieszymowa (trzy kilometry od drzewa) miejsce wskazali koledzy. Opowiadał o nim Łukasz, który zobaczył drzewo, kiedy zbierał grzyby ze swoimi rodzicami. Gdy zrobiło się cieplej, pojechali tam rowerami. Paulinka zrobiła zdjęcie swoim aparatem, pokazała mamie. Było ładne. Widoczny kontur postaci, powłóczysta, zielonkawa suknia z zapięciem z przodu. Mama dziewczynki dwa dni czuła niepokój. Nie mogła zapomnieć o tym, co zobaczyła na zdjęciu. Opowiedziała o zdarzeniu siostrze. Pojechali z całą rodziną zobaczyć to drzewo.

Zdjęcie trafiło do internetu. Za pośrednictwem stron i naszej-klasy ludzie powiadamiali się o "objawieniu". Machina sama się nakręcała. Jedni przyjeżdżali się pomodlić, drugich wiodła czysta ciekawość. Byli też tacy, którzy wypatrywali innych znaków i wizerunków.
Pierwszy artykuł w gazecie, ilustrowany zdjęciem Paulinki stojącej obok buka, ukazał się w "Polsce Dzienniku Bałtyckim" na początku maja. Wywołał dziesiątki komentarzy. "To jakiś znak dla Polaków" - pisał Jakub. "Byłem tam o godzinie ok. 23, spojrzałem na ten wizerunek i naprawdę przypomina Matkę Boską, z bliska wygląda mniej tajemniczo, ale z daleka można zobaczyć jej oczy, szatę itp. Nie piszcie ludzie, że ktoś mógł wyciąć takie coś na korze drzewa, to by w ogóle wyglądało inaczej. Wydaje mi się, że to jest objawienie Matki Boskiej. Jak mówią, są rzeczy widzialne i niewidzialne" - twierdził Marcin.

Dziś mama Pauliny nie chce już rozmawiać z dziennikarzami. Wszystko przez zawistne języki. Pogardliwe komentarze, rzucane na ulicy. Fałszywe oskarżenia, że zarobiła na zdjęciu dziecka.
Kobieta spotkana w sąsiednich Linkach mówi: Dokuczają dziecku, chociaż niczego złego nie zrobiło.
A jej sąsiadka dodaje: Matka Boska niesie nam przesłanie. Pewnie chce, by ludzie nie byli tak wredni dla siebie.

Homilia o rzekomych cudach

W ostatnią niedzielę więcej osób modliło się pod drzewem niż na mszy w kościele. Ci, którzy pojechali do lasu, nie słyszeli niedzielnej homilii w kościele w Mikołajkach Pomorskich. Kapłan, bez odwoływania się do balewskiego lasu, przypomniał wiernym, jakie mogą być konsekwencje wiary w rzekome cuda, które w znakomitej większości okazują się mistyfikacją i oszustwem.
Księża z okolicznych parafii nie chcą oficjalnie wypowiadać się na temat wizerunku. Odsyłają do Kurii Biskupiej w Elblągu.
W nieoficjalnych rozmowach także są ostrożni. Tak, znają sprawę. Jeden z kapłanów wspomina, że już kilka miesięcy temu otrzymał od wiernych zdjęcie owego "drzewa objawienia".
- Objawienia prywatne zawsze budziły wiele kontrowersji, bo jak samo ich sklasyfikowanie mówi, są prywatne - mówi. - Trudno dowieść, że są autentyczne. Łatwo można paść ofiarą manipulacji, podszeptów szatana. Nie każde objawienie pochodzi bowiem od Boga. Te "boskie" objawienia cechuje Chrystocentryzm. Objawiająca się Matka Boża kieruje ludzi ku Chrystusowi, zwraca uwagę nie na siebie, lecz na swego Syna.

Za większością objawień idzie jakiś przekaz oraz nawrócenia i uzdrowienia. Ludzie, którzy dostępują cudu, w wizjach otrzymują posłanie, które mają głosić - najważniejsze z nich to te z Fatimy i Medjugorje. Otrzymują także dary, na przykład uzdrawiania.
Kapłani przypominają także objawienia, które zostały uznane przez Kościół za mistyfikacje. Przywołują na przykład Okonic i Oławę.

- Aby zdarzenie mogło zostać uznane za cud, muszą za nim iść inne znaki - nawrócenia czy uzdrowienia - twierdzi jeden z księży. - Świadectwa osób, które dostąpią darów "łaski" cudownego wizerunku, są zaczątkiem procesu uznania objawienia za autentyczne. Biskup diecezji, w której ma miejsce objawienie, powołuje wówczas specjalną komisję składającą się z historyków sztuki, psychologów i specjalistów innych dziedzin nauki. Wyniki ich analiz w połączeniu ze świadectwami cudów stanowią podwaliny uznania objawienia. Droga do legalizacji objawienia jest więc długa, a proces długotrwały. Potrzeba wielu lat i badań.

Kinga nie wie, komu wierzyć

Poniedziałkowy wieczór. Pod drzewo co chwilę podjeżdżają samochody, zatrzymują się rowery. Pachną kwiaty złożone pod bukiem. Płoną znicze.
Patrycja przyjechała zza Pasłęka. Ponad 55 kilometrów w jedną stronę. W niedzielę była pierwszy raz sama, teraz przywiozła Grzegorza i Małgorzatę. Troje młodych ludzi stoi w skupieniu przed bukiem.
- Niektórzy twierdzą, że to zabobon - mówi cicho Patrycja. - Ale coś w tym musi być. Niech pani zwróci uwagę, że na zdjęciach lepiej widać twarz Maryi niż w naturze. Przypadek? I to niesamowite, ogromne serce z krzyżem w środku.
- Dziwne uczucie - szepcze Grzegorz i pogrąża się w modlitwie.
Podchodzi małżeństwo z dorosłym synem z Prabut. Kobieta mówi, że dwa tygodnie temu widziała już w internecie twarz Matki Boskiej na drzewie. Potem przeczytała, że łzy z oczu Maryi kapały. Teraz kilkanaście minut stoi w milczeniu, wpatrując się w drzewo, by odnaleźć znak cudu.
Dziewczynki na rowerach przyjechały z pobliskich wsi. Codziennie tu są, obchodzą drzewo, dotykają kory. Czekają, aż coś się zdarzy.
- Katechetka opowiadała, że w ten sposób nawet szatan może się objawiać - tłumaczy z poważną miną 12-letnia Kinga. - Szczerze pani powiem, nie wiadomo, komu wierzyć.
Kolejna grupka dzieci. Szepczą coś sobie na ucho.
- Kto naprawdę pierwszy znalazł to drzewo?
- Taki Kamil z Balewa. Mieszka w blokach...

Tajemnica serca

W Balewie przed blokiem, na ławce siedzi starsza kobieta. Pytam o Kamila.
- A, gdzieś tu biega - Helena Antosiak rozgląda się po podwórku. - Babcią jego jestem. A po co on wam?
- Pierwszy miał odkryć cudowny wizerunek Matki Boskiej i serce na buku. Wierzy pani w cud?
Pani Helena macha ręką, a siedzący obok sąsiad Ludwik Tyszkowski szeroko się uśmiecha.
- To nie jest żaden cud! - rzuca pani Helena. - A to serce namalował mój syn Piotr przed 16 laty dla obecnej żony. Było małe, ale tak urosło!

Podchodzi Kamil. Nie chce żadnych zdjęć, sława mu niepotrzebna.
- Mama tyle razy mówiła o tym sercu, że poszedłem kiedyś z kolegą, Kubą, je zobaczyć - opowiada w skrócie. - Obok był ten ślad po sęku. Potem przyjechały dziewczyny i tak się rozeszło.
Z Ewą, żoną Piotra, rozmawiam następnego dnia.
- To były początki naszej miłości - wspomina. - Dopiero co szkołę podstawową skończyłam, poszłam do zawodówki. Piotr sam w lesie serce wyrył, potem przyprowadził mnie i pokazał ten znak. W sercu zrobiło mi się tak ciepło... Kiedy rozpoczęło się to szaleństwo wokół drzewa, niektórym tłumaczyłam, jak to naprawdę było. Ale nikt nie chciał wierzyć.

Ewa mówi, że to serce może być jedynie znakiem ich małego, rodzinnego cudu. Mają dwóch synów, kochają się. I chociaż nadeszły trudniejsze dni, bo oboje na razie są bez pracy, wierzy, że jeszcze będzie dobrze. Najważniejsze, że są razem. A modlitwa pod symbolem ich miłości? Jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Niedługo wszystko się wyciszy

Z ks. dr. Andrzejem Kowalczykiem, rektorem Kolegium Teologicznego w Gdyni, rozmawia Dorota Abramowicz

Co na to Kościół?
Kościół jest ostrożny, gdyż nie potrzebuje tego typu "objawień". Cóż nienaturalnego jest w ukształtowaniu kory drzewa, zaciekach, cieniach?

Zdaniem niektórych obraz na drzewie przypomina twarz Matki Boskiej. Jakie warunki muszą być spełnione, by został on przez Kościół uznany za cud?
Przede wszystkim to zjawisko musiałoby być nadnaturalne. Powinno również dawać dobre owoce - nawrócenia, wolę poprawy, zmiany na lepsze. Ale to nie wszystko. Jeśli nawet zjawisko jest nadnaturalne, to Kościół nie przestaje być ostrożny.

Dlaczego?
Nie zawsze jest ono cudem. Zdarza się, że stoi za nim szatan. Diabeł lubi namieszać.

Diabeł? W końcu ludzie stojący przed bukiem modlą się do Boga.
Nie jest dobrze, jeśli stoją w lesie, a nie ma ich w kościele. Jezus przestrzegał, że pojawią się fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda. Trzeba czytać Ewangelię.
Dla osób, które przyjeżdżają modlić się do lasu w Balewie, ważne jest, że wizerunek odkryły dzieci.
Były już dziecięce objawienia, których nie uznał Kościół. Chociażby w Garandabalu, w latach 60. ubiegłego wieku, które miało zdyskredytować objawienia fatimskie.

Skąd bierze się w nas potrzeba wyszukiwania boskich przekazów w drzewach, na szybach, ścianach?
Chcemy zobaczyć cud, za którego przyczyną otrzymamy coś od Boga. To efekt niedojrzałości religijnej. Boga trzeba szukać tam, gdzie jest. W Eucharystii i modlitwie, w kościele. Proszę zwrócić uwagę, że wieść o Balewie i podobnych jemu miejscach rozpowszechniana jest przede wszystkim anonimowo w internecie. Należy zadać sobie pytanie - kto to pisze i po co? Może w tle stoją pieniądze, chęć zrobienia interesu na wycieczkach, ktoś chce otworzyć sklep, sprzedawać zapiekanki i pamiątki.

Czy kult w Balewie rozpowszechni się?
Dziś prawie każdy ma samochód, ludzie planują bliższe i dalsze wycieczki. Jeszcze przez pewien czas będą oglądać to drzewo, ale moim zdaniem niedługo wszystko się wyciszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki