Sprawy idą wtedy zbyt wolno, w szeregi wkrada się chaos. Jedynym ratunkiem jest presja - najlepiej potężna i zewnętrzna.
Widać to idealnie na przykładzie polskich stoczni. Dawno nie było tylu dyskusji, spekulacji, rozmów. Dowodzi to także przykrej prawdy, że w Polsce każdy kolejny rząd widzi tylko te problemy, o których głośno jest na ulicach. Nie ma planowania strategicznego, nie ma systemu monitoringu zagrożeń. Wszystko działa na zasadzie - jakoś to będzie.
Nie ma co kryć - "jakoś to będzie" także ze stoczniami. Wprawdzie przekroczyliśmy wszelkie terminy wyznaczone do prywatyzacji, wprawdzie nikt dokładnie nie wie, jaka była realna wartość pomocy publicznej, ale "jakoś to będzie". Unia odpuści z terminami (bo nikt normalny nie doprowadzi do zwolnienia kilkudziesięciu tysięcy osób), pomoc publiczną jakoś się doszacuje.
Problem w tym, że wszystko jest robione na ostatnią chwilę, bez czasu na głębszą refleksję, bez szansy na wizję sięgającą dalej niż pół roku. W efekcie grozić może nam byle jaka i ekspresowa prywatyzacja, na zasadzie - byle sprzedać.
I w tym miejscu trzeba zadać pytanie najważniejsze - czy z tego pośpiechu wyciągniemy wnioski na przyszłość. Czy będziemy "gasić pożary", czy raczej im zapobiegać? Bo za którymś razem gaszenie w ostatniej chwili może się nie udać. I wówczas wszyscy będą się temu dziwić... W sumie nie wiadomo czemu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?