Lechia ma patent na Legię. W ostatnich 8 meczach ligowych biało-zieloni po raz 5 ograli Legię. W tym sezonie zdobyła z nią 6 punktów!
W bardzo trudnych warunkach przyszło grać piłkarzom Lechii i stołecznej Legii na PGE Arenie. Przy mocno sypiącym śniegu i na zaśnieżonej murawie. Początkowo sędzia Tomasz Musiał z Krakowa zaczął mecz białą piłką, ale już po kilkunastu sekundach została ona wymieniona na pomarańczową. Trener Michał Probierz miał do tego problem kadrowy, bo nie mógł zagrać kontuzjowany Paweł Dawidowicz. W środku pola Maciej Kostrzewa i Wojciech Zyska musieli przeciwstawić się doświadczonym Tomaszowi Jodłowcowi oraz Ivicy Vrdolajkowi.
Świetna pierwsza połowa
Do gry w śnieżnych warunkach lepiej przystosowała się Lechia. Początkowo goście utrzymywali się dłużej przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. Biało-zieloni byli zdeterminowani, agresywni i wyprowadzali szybkie kontry.
- Przed nami jeszcze ważne mecze, a widzę, że moi zawodnicy już powoli oddychają rękawami - narzekał Jan Urban, trener mistrzów Polski.
Gdańszczanie w pierwszej połowie fizycznie wyglądali bardzo dobrze i byli szybsi od rywali. Grali agresywnie, a Legia nie radziła sobie z pressingiem gdańskiego zespołu. Zresztą to było chyba najlepsze 45 minut Lechii w tym sezonie. I miała dwie świetne okazje bramkowe. Po błędzie Duszana Kuciaka do pustej bramki nie trafił Daisuke Matsui, a później świetnym podaniem popisał się Piotr Wiśniewski, ale Piotr Grzelczak nie zdołał przelobować bramkarza Legii. Do odbitej piłki przez Kuciaka dopadł jeszcze Matsui, ale i on nie trafił do siatki. To, co najważniejsze w tej części gry, wydarzyło się w jej końcówce. Wiśniewski znalazł się w sytuacji sam na sam z Kuciakiem, ale został pchnięty przez Jakuba Wawrzyniaka. Sędzia nie miał żadnych wątpliwości. Rzut karny dla Lechii i czerwona kartka dla obrońcy Legii!
- Moim zdaniem, to prawidłowa decyzja sędziego. Wawrzyniak faulem przeszkodził mi w oddaniu strzału - mówił po meczu zmęczony, ale zadowolony Wiśniewski.
Pewnym egzekutorem jedenastki był Matsui. Zaczynały się przypominać koszmary Legii z Gdańska, bo drużyna ze stolicy przegrywała z Lechią przy Traugutta 1:2 i na PGE Arenie 0:1.
Pierwsza połowa trwała aż pięć minut dłużej, bo sędzia musiał przerwać grę, gdyż na trybunie zapalono racę i trochę to trwało, zanim udało się ją ugasić.
Rzut karny? Matsui!
Początek drugiej połowy nie był dobry w wykonaniu biało-zielonych. To Legia, choć grała w osłabieniu, przejęła inicjatywę i gra często wracała pod pole karne biało-zielonych. Dopiero po uderzeniu Michała Kucharczyka goście oddali w 56 minucie pierwszy strzał na bramkę strzeżoną przez Mateusza Bąka.
Lechia przetrwała napór rywali i wyprowadziła kontrę, która była ostatecznym ciosem dla mistrzów Polski. Tym razem Bartosz Bereszyński faulował w polu karnym Daisuke Matsuiego, a sam poszkodowany znowu pewnie pokonał Kuciaka. Japończyk strzelił dwa gole w pierwszym ligowym meczu na PGE Arenie, a kolejne dwa dołożył w ostatnim tegorocznym spotkaniu w Gdańsku. Był w pierwszej połowie karny i czerwona kartka, to po przerwie nie mogło być inaczej. Bereszyński brutalnie sfaulował Matsuiego i tak naprawdę od razu powinien zobaczyć czerwoną kartkę. Mecz i tak skończył wcześniej, bo sędzia pokazał mu drugą żółtą i odesłał do szatni.
W tej trudnej rundzie piłkarze Lechii dali w końcu trochę radości kibicom. Bo fani musili być bardzo cierpliwi, czekając blisko cztery miesiące na zwycięstwo w Gdańsku. Biało-zieloni, którzy u siebie mieli najmniej wygranych spotkań, poprzednie zwycięstwo na PGE Arenie zanotowali 10 sierpnia z Cracovią (3:1).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?