Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kaleciński: Sztandar Solidarności nad Gdańskiem nie wystarczy [ROZMOWA]

rozm. Tomasz Słomczyński
P. Świderski
O tym , że dawny Gdańsk był zaprzeczeniem tolerancji i wolności i że dzisiaj budując nową tożsamość Gdańska, nie powinniśmy manipulować jego przeszłością rozmawiamy z prof. Marcinem Kalecińskim, historykiem sztuki, wykładowcą Uniwersytetu Gdańskiego.

Gdańsk jest miastem wolności i solidarności - tak brzmi lansowany przez władze przekaz odwołujący się do najnowszej historii miasta, głównie do Sierpnia' 80. Jakie dziś treści płyną z solidarnościowego mitu i czy w ogóle warto się do niego odwoływać?

Mówi pan o pseudomicie bądź o micie, do którego nie dorośli jego protagoniści. Gdybyśmy mieli ten mit potraktować jako wartość według biblijnej zasady, że drzewo poznaje się po jego owocach, to jakież owoce owej Solidarności dziś mamy?
Podręcznikowi bohaterowie Sierpnia' 80 wzajemnie się nienawidzą, mentalnie ciągle stojąc pod krzyżem i biało-czerwoną flagą. Z jednej strony mamy wypowiedzi, w których chodzi już nie tyle o agenturalną przeszłość Wałęsy, ile o deprecjonowanie całości jego wkładu w historię Polski. Oponenci Wałęsy żyją negatywnymi emocjami, w tym, co mówią, nie ma nic konstruktywnego. Wypowiedzi Andrzeja Gwiazdy osiągnęły ekstremalny poziom radykalizmu, spiskowości, manicheizmu w postrzeganiu świata... Z drugiej strony mamy obecnych politycznych włodarzy miasta, podnoszących swoje zakorzenienie w Solidarności - politycznie poprawnych, ideowo obłych, obłaskawiających gawiedź lumpenliberalnymi świątyniami handlu i sportu, decydentów wydających łatwą ręką darowane gigantyczne kwoty na spektakularne arterie komunikacyjne. To środowisko lansuje Wałęsę jako gdańskiego bohatera wolności, podczas gdy on, w zasadzie bezkarnie, ujawniał raz po raz poglądy autorytarne bądź urażające godność i odbierające prawa osobom homoseksualnym, dodajmy - poglądy, które w cywilizowanej Europie dyskwalifikowałyby go z życia publicznego. Zmitologizowany Wałęsa pozostaje jednak łakomym, choć odgrzewanym, produktem, obliczonym na target międzynarodowy, który można zdobyć łatwymi stereotypami.

Ale czy jednak Panu do którejś z tych gdańskich solidarnościowych tradycji nie jest bliżej?

Gdybym miał się opowiedzieć, do jakiej tradycji mnie, gdańszczaninowi z wyboru, jest bliżej, to stanąłbym przy grobie Anny Walentynowicz, której ciało sponiewierano po śmierci, odważnej wtedy, gdy odwaga nie była tania. Daleko mi do jej radykalizmu, ale to ona w służbie publicznej nigdy nie pamiętała o swym zysku, całe życie budowała swój dom, który prostodusznie widziała w niebie. W ten sposób wpisała się w prawdziwie wielkie dziedzictwo gdańszczan, z których jeden pozostawił po sobie w XVII wieku inskrypcję na szczycie kamienicy przy ulicy Piwnej 46: "Budujemy tu wysokie i solidne domy / choć jesteśmy [na tym świecie] jedynie gośćmi, / a tam, gdzie mamy spędzić całą wieczność, / budujemy bardzo mało". Myśl tę daję pod rozwagę przezornym inwestorom na rynku deweloperskim i wynajmu mieszkań.

Gdańsk promuje się jako miasto wolności. To jeden z głównych gdańskich mitów. Tak było w rzeczywistości?

Dawny Gdańsk był zaprzeczeniem tolerancji i wolności. Inna sprawa, że tych kategorii we współczesnym rozumieniu nie wolno swobodnie ekstrapolować w daleką przeszłość. O podmiotowości politycznej w mieście decydowała zasada indygenatu. Obywatelem miasta był praktycznie niemieckojęzyczny protestant, katolicy, mennonici i Żydzi byli zmarginalizowani bądź w dużej mierze wykluczeni.

A jednak w tych wartościach próbuje się szukać "nowej" tożsamości historycznej Gdańska. Nie ma to dostatecznych podstaw?

Po 1945 zamknęła się księga rodów gdańskich. Budując nową tożsamość Gdańska, nie powinniśmy manipulować jego przeszłością, w imię jakiejś pseudoideologii europejskiej mówić o nim jako o wielonarodowościowym, wielokulturowym mieście wolności, którym nigdy nie był.

To jaka powinna być opowieść o dawnym Gdańsku, która z jednej strony byłaby zgodna z prawdą historyczną, z drugiej zaś - składałaby się na mit zdolny zbudować tożsamość miasta i jego mieszkańców?

Jestem piewcą Gdańska w granicach Korony i Rzeczypospolitej, enklawy kulturowej i religijnej, dumnej res publiki miejskiej, fenomenu europejskiego, który wyprzedził współczesne idee federacjonistyczne, miasta zbudowanego na rzymskim republikanizmie i protestanckiej etyce pracy. Poprzez system egzekwowania pożądanych zachowań zbudowano wtedy podwaliny pod nowoczesną strukturę obywatelską. Bo też postawa obywatelska to słowo klucz - zaś Sierpień' 80 zbudowany został na wartościach katolicko-narodowych, a nie obywatelskich.

Wskazałby Pan na jakieś konkretne postacie w historii Gdańska, które by te obywatelską postawę reprezentowały?

Chociażby na Johanna Speymanna i Bartholomeusa Schachmana [XVII-wieczni burmistrzowie Gdańska, inicjatorzy budowy m.in. fontanny Neptuna, Wielkiej Zbrojowni i Złotej Bramy - przyp. red.]. O mitach dawnego Gdańska pisałem szeroko w swojej książce, te jednak mity nie są współcześnie eksploatowane.

Dlaczego mity z XVII wieku nie są eksploatowane?

Z prostego powodu - bo ów Gdańsk postrzegany jest ciągle jako obcy, niemiecki. A przecież Gdańsk od końca XVI i w XVII wieku był artystycznie miastem niderlandzkim. Wyjątek robi się dla spolonizowanego Jana Heweliusza, przesadnie hołubionego, poza tym mamy w mieście pomniki… Józefa Piłsudskiego i Marii Konopnickiej, a maskotką miasta jest kiczowata Panienka z Okienka, twór grafomanki Deotymy, i oczywiście Pirat, jak mniemam, z Karaibów.

Od przyszłego roku będziemy mieli nowy symbol tradycji Gdańska - otwarte już Europejskie Centrum Solidarności.

Tak, to nowoczesna próbą upamiętnienia dziedzictwa Solidarności. Życzę dobrze tej instytucji, ma otwartego intelektualnie szefa, rasową architektonicznie siedzibę, choć pewnie złośliwcy widzieliby w niej kolosa na zardzewiałych nogach, przysłaniającego stocznię w permanentnie trwającym stanie upadku. Chciałbym, by twórcom tej instytucji przyświecała idea pokoju społecznego, pojednania i braterstwa, by mottem stały się bardziej słowa psalmisty na tablicy przy pomniku Poległych Stoczniowców niż wiersz Miłosza "Który skrzywdziłeś", z podkreślonym w tekście odwetem za krzywdy, umieszczony na samym pomniku. Bo nie o wojnę polsko-gomułkowską i polsko-jaruzelską tu chodzi, ale o wojnę polsko-polską, która wbrew naszemu idealizmowi ciągle trwa. Najtrudniej bowiem zburzyć mury, które zbudowaliśmy w nas samych.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki