Z jednej strony Anna Przybylska stała się ofiarą wścibskich paparazzich, którzy zamienili jej życie w piekło. A z drugiej strony to nieustraszona wojowniczka, która najchętniej wysłałaby tych wszystkich paparazzich na... Księżyc. Walcząca z żerującymi na prywatności tabloidami - to ostatnio jej najgłośniejsza rola. I o niej się głównie mówi, mimo że w kinach pojawił się nowy film z jej udziałem pt. "Bilet na Księżyc".
Paradoks polega na tym, że im rzadziej aktorka pojawia się na ekranie albo w życiu publicznym, tym większy mamy popyt na jej zdjęcia. Ale tym razem nie chodzi tylko o zdjęcia, a o serię - jak tłumaczy aktorka - kłamliwych i spekulacyjnych informacji na jej temat.
Czytaj także: Festiwal Filmowy w Gdyni. Moda na czerwonym dywanie ZDJĘCIA
Mówi o tym gorzko w ostatnim wywiadzie dla "Gali". Opowiada, jak paparazzi zrobili z jej życia piekło, kiedy wypłynęła informacja, że trafiła do szpitala. Przyznaje, że stała się towarem dla mediów, które stworzyły sobie festiwal... doniesień na temat jej stanu zdrowia, po których czuła się tak, jakby grzebano jej w trzewiach.
To medialne szaleństwo na jej temat trwa już od paru lat. Młoda, piękna, utalentowana, związana z piłkarzem, kreowana na polską Victorię Beckham, szybko znalazła się pod obstrzałem mediów. Jednak fala tego największego zainteresowania zaczęła się od jej ciąży, a potem od przeprowadzki do Trójmiasta. Pod domem, przedszkolem dzieci i w miejscach, gdzie bywała, koczowali panowie z długimi lufami. Śledzili jej każdy krok i ruch. Potem do tego doszła ta informacja o szpitalu. I wtedy zaczęło się prawdziwe polowanie na nią.
Aktorka ruszyła do ataku. Najpierw wpadła na pomysł, że na Instagramie będzie zamieszczała zdjęcia swoich - jak mówiła - prześladowców.
- Będę publikowała zdjęcia natrętnych, nieznośnych, bezczelnych ludzi, którzy okradają mnie z prywatności - stwierdziła w programie Tomasza Lisa.
Potem jej menedżerka wysłała do mediów pismo przygotowane przez prawników z wezwaniem o zaniechanie naruszania jej prywatności.
Przybylska w "Gali" na pytanie, ile razy ostatnio pomyślała, że cena, jaką płaci za wykonywanie swojego zawodu, jest zbyt wysoka, odpowiada: "Ja nie będę ukrywała, że tych kilka ostatnich tygodni było strasznych. Ale już trochę ochłonęłam. A jeśli pytasz o cenę, jaką płacę... To zależy od tego, co jest stawką. W moim przypadku tą stawką jest moje życie. I ja uważam, że to bardzo wysoka cena".
Aktorka przyznaje, że nigdy się o niej tyle nie pisało, ile się pisze obecnie. Dodaje, że trafiła nawet na okładki pism publicystyczno-społecznych, mediów, które się na co dzień zajmują polityką, a nie filmem czy show-biznesem. Producenci programów, redaktorzy, dziennikarze dzwonili do jej menedżerki po wypowiedź, po informacje, co się z nią dzieje. Podpierali się przy tym stwierdzeniami, że aktorka ma wręcz obowiązek opowiadania o chorobie, ku pokrzepieniu. Inni twierdzili po prostu - "bo ludzie muszą wiedzieć". Ona jednak jest konsekwentna, odpowiadając, że każdy ma prawo do prywatności. I że o tę prywatność będzie walczyła.
- Co moje życie prywatne może wnieść do debaty publicznej? Nie rozumiem zainteresowania moją osobą tym bardziej, że od kilku lat zawodowo robię naprawdę niewiele - tłumaczy.
To, jak bardzo paparazzi się nią interesowali (i pewnie nadal im nie przeszło), było widoczne podczas ostatniego festiwalu filmowego w Gdyni. Fotografowie nie zasadzali się tak na Romana Polańskiego jak na Przybylską. Grupa z aparatami tłoczyła się w pogotowiu wokół kilku festiwalowych miejsc, z nadzieją, że aktorka przybędzie na pokaz festiwalowy "Biletu na Księżyc". Jednak się nie pojawiła.
Sama tłumaczy, że to nie była jej fanaberia, tylko nie przybyła z powodów osobistych. Wtedy unikała podróżowania i przebywania w dużych skupiskach ludzkich. Ale i tak, gdyby się pojawiła, to media głównie by się na niej skoncentrowały, a nie na filmie. A tego nie chciała.
W "Bilecie na Księżyc" Anna Przybylska gra striptizerkę Roksanę. Reżyser Jacek Bromski przyznaje, że tworząc w scenariuszu postać Roksany, od początku wiedział, że to rola dla niej. Spotkali się już wcześniej, na planie "Kariery Nikosia Dyzmy". O aktorce mówi tak: - To samorodny talent. Fantastyczna, utalentowana, sprawna aktorsko. To niezwykle piękna kobieta.
Sama aktorka opowiadała w telewizji, że "Bilet na Księżyc" to opowieść o młodości, przyjaźni i miłości w czasach, kiedy człowiek stawiał pierwsze kroki na Księżycu (akcja filmu toczy się bowiem w 1969 roku). Główny bohater Adam (w tej roli Filip Pławiak) zostaje powołany do wojska. W towarzystwie starszego brata, mającego już wojsko za sobą, wyrusza do jednostki wojskowej w Świnoujściu. Podczas kilkudniowej podróży poborowy żegna się z wolnością i poznaje striptizerkę Roksanę. To spotkanie wpłynie na jego życie.
Ciekawostką jest to, że w filmie wystąpił również syn Anny Przybylskiej - dwuletni Szymon. Bromski mówi o nim, że to świetny, mały aktor, świeży, bez zadęcia, które mają czasami dzieci przychodzące na casting. Sama aktorka w ostatnim wywiadzie opowiadała, jak Szymon znalazł się na planie. Że na początku oboje z reżyserem zastanawiali się nad tym, aby to jej dziecko zagrało tę rolę. Szybko jednak odpuścili ten pomysł, by nie było gadania, że aktorka próbuje wcisnąć synka do show-biznesu. Jednak kiedy w ostatniej chwili wycofał się chłopczyk wybrany w castingu, wyjścia właściwie nie było. Jak wspomina aktorka, Szymon bardzo się cieszył na tę przygodę. A potem na planie dziwił się tylko jednemu - po co są te duble?
Trzeba przyznać, że mama i syn zagrali koncertowo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?