Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Album "Fot. Kosycarz. Niezwykłe zwykłe zdjęcia Kaszub" - ROZMOWA z Maciejem Kosycarzem

rozm. Dariusz Szreter
Kolejny fotograficzny album, "Fot. Kosycarz", przedstawia zdjęcia z Kaszub. Jak wyglądała przed laty praca fotoreportera w terenie, jak zmieniały się Kaszuby i pojazdy ich mieszkańców, opowiada Maciej Kosycarz. Premiera dziesiątego z serii albumów "Fot. Kosycarz" w odbędzie się w centrum handlowym Manhattan we Wrzeszczu (sobota, 30 listopada i niedziela, 1 grudnia w godz. 12-17).

Wszyscy znają twojego tatę jako kronikarza Trójmiasta, przede wszystkim Gdańska. Tymczasem okazuje się, że pokaźną część jego spuścizny zajmują zdjęcia z Kaszub, z których wykroiłeś kolejny album.
Tak, niektórzy mówią już, że to taka nowa świecka tradycja w Gdańsku: kolejny album od Kosycarza na święta.

Całkiem sporo tych zdjęć.
Mniej więcej raz w tygodniu tata, jak to się wtedy mówiło - jeździł w teren. Znikał wówczas na cały dzień, wracał wieczorem. Nie zawsze były to Kaszuby. Czasem Kociewie lub Żuławy. Fotografował prace rolnicze, odsłonięcia pomników. Czasem jeździł do jakichś PGR, czasem do artysty ludowego czy na konkurs Srebrnej Patelni...

Na najlepszą restaurację. Organizował go redaktor Marian Pachnia.
Marian Pachnia do dziś jest legendą na Kaszubach. Kiedy zaczynałem pracować zawodowo jako fotoreporter w latach 90., też dużo jeździłem w teren. I wszyscy pytali: A Marian Pachnia pracuje jeszcze? O mojego ojca zresztą też pytali.

A ty dowiedziałeś się czegoś nowego o tacie przy tej okazji?

O tacie często się dowiaduję podczas podróży w teren. Najczęściej w związku z dożynkami, które wiadomo, jak się w tamtych czasach kończyły (śmiech). Podobnie jak konkurs o Srebrną Patelnię. Wtedy tata nigdy nie jechał swoim samochodem, tylko z kierowcą.

Biedny kierowca...
Kierowca był w pracy.

A tata nie?
Praca była wtedy inna.

Fakt.
Inna sprawa, że kiedyś na Kaszuby nie jechało się tak długo jak teraz, bo nie było korków. Sam pamiętam, jak z naszego mieszkania przy Podwalu Staromiejskim do Chmielna dojeżdżałem w latach 80. w 40 minut. Wystarczyło minąć Hucisko i już się jechało bez zatrzymywania. Same Kaszuby były zresztą bliżej. Teraz, mówiąc o Kaszubach, myślimy co najmniej o Żukowie, kiedyś były już tam, gdzie obecnie jest Auchan. Pierwszy śnieg fotografowało się w okolicach dzisiejszej obwodnicy. Jak się chciało robić materiał o rolnictwie, jechało się na wykopki do Kokoszek. Mam takie zdjęcie, jak zbierano ziemniaki, a w tle widać budującą się fabrykę domów.

Z tego, co mi wiadomo, bardzo wiele klisz, jakie zostały w archiwum twojego taty, jest nieopisanych. Jak udało ci się rozpoznać, co na nich jest?
Rzeczywiście, jeśli na zdjęciu nie ma jakiegoś charakterystycznego budynku, kościoła czy rynku, trudno rozpoznać, co ono przedstawia. A już szczególnie zmienia się krajobraz. Coś, co na zdjęciu mojego ojca było dwumetrowym zagajnikiem, dziś jest lasem z 20-metrowymi drzewami. W tym roku rzeczywiście pomagało mi więcej osób z zewnątrz. Wśród nich był między innymi marszałek Mieczysław Struk, dzięki któremu udało się ustalić nazwiska widocznych na zdjęciu ojca rybaków z Jastarni. To nieduża społeczność i dzięki panu marszałkowi wszystkich udało się zidentyfikować, choć zdjęcie pochodzi z 1963 roku. Podobnie, dzięki pani Kazimierze Nowickiej z biblioteki w Kartuzach, zidentyfikowaliśmy pełny skład kapeli muzycznej z 1967 roku. Pomocny był też Facebook - zamieściłem tam nieco zdjęć i parę osób je rozpoznało.

Część zdjęć była pewnie wcześniej publikowana i miała podpisy.
Ale czasem mylące. Uniknąłem dużej wpadki, nie ufając do końca temu, co było napisane kiedyś w gazetach. Znalazłem zdjęcie z podpisem, że przedstawia uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod pomnik bojowników ruchu oporu we wsi Tuszkowy. Coś mi tam jednak nie grało, bo taki pomnik jest przecież w Złotej Górze. No więc pojechaliśmy tam z synem, chodzimy, szukamy, w końcu trafiliśmy do byłego dyrektora miejscowej szkoły. Pokazaliśmy mu to zdjęcie, a on mówi, że to nie tu. Co się okazało? Tego dnia odbyły się dwie uroczystości z udziałem tej samej delegacji: wmurowano kamień węgielny pod pomnik w Złotej Górze, a Tuszkowom nadano Order Sztandaru Pracy II klasy za zasługi dla utrzymania polskości. Bo ta wieś, w myśl traktatu wersalskiego, miała leżeć na granicy niemiecko-polskiej, ale gospodarze się zbuntowali, że nie chcą mieć przedzielonych pól, i doprowadzili do tego, że tę granicę przesunięto na korzyść Polski. A potem, w czasie drugiej wojny światowej, ukrywało się tam dużo partyzantów, którym wieś pomagała. No i komuś w redakcji te dwie uroczystości się pomieszały.

Dużo takich oficjałek tato fotografował?
Wiadomo, że trzeba było to robić, ale on nigdy się do tego nie ograniczał, zawsze pstrykał przy okazji jakieś obrazki rodzajowe - targowisko, konia, furmankę. Poza tym dużo jeździliśmy na Kaszuby prywatnie - odpoczywać nad Jezioro Białe, do kawiarni Kasztelanka, pierwszej tego typu poza Gdańskiem. Babcia była pszczelarką, miała 70 uli, które wywoziła na wrzosy do wsi Korne. Zaprzyjaźniliśmy się z tamtejszymi gospodarzami, państwem Pollak. A odkąd w 1974 roku rodzice wybudowali domek w Borzestowskiej Hucie, w gminie Chmielno, spędzałem na Kaszubach prawie każde wakacje. Zanim zrobiłem prawo jazdy, jeździłem na ciągniku, pomagałem też w gospodarstwie pana Władysława Lewny.

Potem też fotografowałeś kaszubskie miasteczka i wsie.
Jak już wspomniałem, zaczynałem w sieci tygodników lokalnych "Nasz Tygodnik". Pamiętam nawet temat mojego pierwszego reportażu z Brudzewa, koło Pucka: "Bałagan w Brudzewie". To był początek lat 90. Robiłem zdjęcia pokazujące, jak na Kaszubach zmieniały się ustrój, handel, zmieniali się ludzie.

Skok cywilizacyjny na wsi jest chyba jeszcze bardziej widoczny niż w mieście?
O tak, widać to szczególnie w sferze motoryzacji. Dawniej głównymi środkami lokomocji były tam motor i motorower. Jest takie zdjęcie mojego ojca z Sierakowic: na parkingu stoją same motory i autobus PKS. Kiedy w 1973 na rynku w Kościerzynie zaprezentowano malucha, tłum chętnych do oglądania był taki, że trudno się było przepchać. Dla naszych gospodarzy z Borzestowskiej Huty zakupy w Kartuzach czy Sierakowicach to była prawdziwa wyprawa. Kiedy odwiedziłem ich niedawno, słyszałem, jak ich wnuczki umawiały się na wypad do Galerii Bałtyckiej na kilka godzin, jak gdyby nigdy nic. Świat stał się mniejszy, bliższy. Jedyne, co mnie trochę smuci, to że kaszubski nie jest tak powszechny w użyciu jak kiedyś. Fajnie, że chociaż są te dwujęzyczne tablice, że się o ten język walczy.

Słyszę ogromny sentyment do Kaszub w twoich słowach.

Trudno, żeby było inaczej, skoro moje dzieci są w połowie Kaszubami, po żonie, która pochodzi z Radunia pod Dziemianami. Jej tata nazywa się Kiedrowski, mama jest z domu Synak - typowo kaszubskie nazwiska. No i mieszkamy obecnie na Kaszubach, w Sulminie, w gminie Żukowo.
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki