Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rektor na lekką śrubę

Barbara Szczepuła
Niektórzy uważają, że jest wyniosły. Mówi się np., że nie wchodzi, a wkracza. Dostojnie. Ale pewne dostojeństwo rektorowi przystoi, a mówimy przecież o rektorze uczelni nie byle jakiej: Politechniki Gdańskiej. O profesorze Januszu Rachoniu.

Panie, od szacownych profesorek po studentki, twierdzą, że jest przystojny i bardzo elegancki. A jak znakomicie tańczy! Niestety, po 40 latach małżeństwa jest stale zakochany w swojej żonie Krystynie i innym kobietom poświęca niewiele uwagi.

- Wszystkie się w nim kochamy - śmieje się doktor Magdalena Śliwka-Kaszyńska, asystentka profesora. - Gdy pojawia się w katedrze, wpadamy w popłoch, tym bardziej, że profesor w trzy sekundy chce nam przekazać to, co ma do powiedzenia. Zachęca do pracy, lecz gdy się zdenerwuje, robi to z użyciem słów niecenzuralnych. Ale z takim wdziękiem… Gdy wchodzi do sali wykładowej, zapada cisza, studenci jakby się trochę kurczą…

- Pewien dystans stwarza, to fakt - zgadza się pani Elwira Makowska, sekretarka i prawa ręka rektora. - Może dlatego niektórzy twierdzą, że jest nieprzystępny. To nieprawda. Zajmuje się każdą sprawą, z którą się do niego ktoś zwróci, i decyzje podejmuje błyskawicznie. Zdarza się, że reaguje ostro, bo szanuje swój czas i nie lubi go tracić na sprawy nieistotne. To przecież niesłychanie zajęty człowiek.

- Szybkość podejmowania decyzji to chyba jedyna wspólna cecha rektora Rachonia i arcybiskupa Głódzia - dodaje ksiądz Witold Bock, który wciągnął profesora do Gdańskiego Areopagu. - Niesłychanie interesujący człowiek. Można z nim lecieć samolotem do Australii i ma się pewność, że po drodze nie będzie nudno. Zaś energii ma w sobie tyle, że gdyby podłączyć kable, zasiliłby spore miasto...

Telenowele z teściową
Wstaje wcześnie i na politechnikę przyjeżdża już po siódmej. Jak mawia, przede wszystkim by uniknąć korków na ulicach. Mieszka w Osowej z żoną i teściową, bo dorośli synowie już dom opuścili.

- Krystyna pracuje w Klinice Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii Akademii Medycznej w Gdańsku - mówi. - Wciąż widzę w niej tę samą pasję sprzed lat. Kocioł nie powinien przygadywać garnkowi, ale powiedziałbym, że pracuje bardzo dużo i uwielbia to, co robi. Zadaje mi się, że to właśnie dzięki wspólnemu umiłowaniu pracy nasze małżeństwo przetrwało tak długo. Widujemy się rzadko, co wciąż pozwala nam za sobą tęsknić.

- Mówiąc szczerze, więcej czasu spędzam z teściową niż z żoną. Wieczorami zazwyczaj we dwoje siadamy do kolacji, a teściowa opowiada mi kolejne odcinki "M jak miłość" oraz "Plebanii". Jestem więc na bieżąco z losami Hanki i Marka oraz perypetiami proboszcza z Tulczyna. Gdy zdarzy się, że do kolacji siadamy w trójkę, żona nie może nadziwić się tej naszej telenowelowej pasji.

Pani Irenka, laborantka z Katedry Chemii Organicznej wspominała ślub państwa Rachoniów. Pan młody obstalował sobie na tę okazję wytworne buty, jak to się w PRL mówiło - "prywaciarza". Gdy ukląkł w kościele przed ołtarzem, oczom zebranych ukazały się przyklejone do podeszwy metki z ceną. Horrendalną, jak na tamte czasy.

Z arcybiskupem o polityce
Jadąc rano na politechnikę, rektor Rachoń wstępuje czasem do księdza arcybiskupaTadeusza Gocłowskiego, który też wstaje wcześnie. Oficjalnie na śniadanie, ale naprawdę by omówić różne sprawy, bo wiadomo, że problemy pomorskiej inteligencji i nauki zawsze księdzu arcybiskupowi Gocłowskiemu leżały na sercu.

A poza tym obaj panowie po prostu się polubili. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi rektor przyjechał na śniadanie, aby poradzić się, czy warto wejść w politykę. - Radziłem profesorowi, by to zrobił - mówi mi arcybiskup Gocłowski. - Jego pasją jest wprawdzie nauka, ale ludzie mądrzy, z inicjatywą, a pomysłami sypie rektor jak z rękawa, są potrzebni w parlamencie. Jeśli nie on, to kto?

Patrząc na skład poprzedniego parlamentu, trzeba uznać, że kandydowanie w roku 2007 było wprost obywatelskim obowiązkiem każdego inteligenta, by nie powiedzieć - "wykształciu-cha". Wystartował więc do Senatu jako kandydat niezrzeszony, z poparciem Platformy Obywatelskiej.

- Senator Rachoń świetnie sobie radzi - ocenia go doświadczony kolega, były rektor Politechniki Gdańskiej, profesor Edmund Wittbrodt. - Jest członkiem Komisji do spraw Unii Europejskiej, którą kieruję, i bardzo cenię sobie jego wiedzę, zdecydowanie i roztropność. Gdy przestanie być rektorem, a kadencja upływa z końcem tego roku akademickiego, chcę wykorzystać go w o wiele większym stopniu, bo to człowiek o bardzo rozległych zainteresowaniach.

Senator Rachoń właśnie wrócił ze Lwowa. Pojechał tam z własnej inicjatywy, aby sprawdzić, czy informacje o dantejskich scenach rozgrywających się przed polskim konsulatem od czasu, gdy został wprowadzony obowiązek wizowy dla obywateli Ukrainy, nie są przesadzone. Okazało się, że do wydawania wielkiej liczby wiz nadal nie jesteśmy przygotowani, ani pod względem kadrowym, ani lokalowym.

To wstyd. Sprawa tworzy zły obraz naszego kraju i Unii Europejskiej. Komplikuje wyjazdy do Polski ukraińskim Polakom. Konsul potrzebuje wsparcia i w tej sprawie senator Rachoń będzie rozmawiał w najbliższym czasie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Przewaga inżyniera
Człowiek Renesansu - można powiedzieć. Tak też określa go studentka Karolina Rudzka. Gdy jako świeżo upieczona studentka budownictwa okrętowego odbierała indeks podczas inauguracji roku akademickiego, rektor Rachoń wygłosił pochwałę zawodu inżyniera, która bardzo jej się spodobała, bo wyraził dokładnie to, co ona czuła intuicyjnie. Powiedział mianowicie, że inżynier - to brzmi dumnie. - Inżynier - dowodził - może być poetą, malarzem, pisarzem, a poeci nie bywają inżynierami. To jest przewaga naszego zawodu…

Wybierając budowę okrętów, Karolina myślała właśnie, że nie można ograniczać się do przedmiotów ścisłych, ale należy realizować się szerzej. To nieprawda, że humanistą może być tylko filolog czy politolog. Weźmy - toutes proportions gardees oczywiście - Leonarda da Vinci, który był genialnym malarzem, a jednocześnie konstruktorem wizjonerem!

Surrealizm organiczny
Janusz Rachoń przyjechał na studia chemiczne do Gdańska z Elbląga. Zamieszkał wakademiku i od razu włączył się aktywnie w życie studenckie. Był bardzo dobrym studentem, laureatem nagrody Czerwonej Róży. Z czasem został marszałkiem Parlamentu Studenckiego PG, a parlament ten był ewenementem w owych zapyziałych PRL-owskich czasach.

Po studiach pozostał na politechnice, piął się przykładnie po szczeblach kariery naukowej i po latach objął kierownictwo Katedry Chemii Organicznej. Chemia organiczna jest jednym z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszym przedmiotem na Wydziale Chemicznym. Słynne stały się, nie tylko na politechnice, okolicznościowe wykłady Janusza Rachonia, w których łączy chemię z malarstwem i muzyką.

Jego ulubiony malarz to jednak wcale nie twórca Mony Lizy, a Salvadore Dali. Gdy był visiting professorem we Florida State University, zobaczył w muzeum w St. Petersburgu obrazy hiszpańskiego surrealisty i oczarowały go od pierwszego wejrzenia. Reprodukcje dzieł mistrza wiszą dziś w jego gabinecie, a jest to, nawiasem mówiąc, ten sam gabinet, w którym pracował przed wojną profesor Butenandt, postać kontrowersyjna, ale jednak laureat Nagrody Nobla…

Z odsieczą dla NFZ
Dumny jest z tego, że razem z zespołem opracował nową metodę otrzymywania alendronianu sodu, substancji służącej do produkcji leku na osteoporozę. Wytwarzany tą metoda lek jest o wiele tańszy niż jego zachodni odpowiednik. Tygodniowa terapia z użyciem leku amerykańskiego kosztowała 260 zł, zastosowanie leku wyprodukowanego przez Polfarmę obniża koszt do 12 zł! W ubiegłym roku zespół profesora Rachonia otrzymał za ten patent nagrodę premiera.

Mistrz promocji
Gdy Janusza Rachonia wybrano rektorem, czekało go nie lada wyzwanie - jubileusz 100-lecia politechniki w Gdańsku w 2004 roku i 60-lecia Politechniki Gdańskiej w roku następnym. Podczas obchodów stulecia udało mu się zebrać na "modlitwę na pomoście pokoleń" w bazylice Mariackiej przedstawicieli różnych wyznań: katolików, ewangelików, prawosławnych, żydów i muzułmanów, bo wyznawcy tych religii studiowali przecież na politechnice.

Potem odbyła się parada ulicami Głównego Miasta. W Dworze Artusa podpisano "Kartę powinności człowieka - dążenie do poznania i działania w imię prawdy", a w filharmonii na Ołowiance - także ekumenicznie - zebrali się politycy z prezydentem Kwaśniewskim i Tadeuszem Mazowieckim.

Wieczorny koncert był ukoronowaniem tego szczególnego dnia. Gdy potężnie zagrzmiały połączone chóry śpiewające Carmina Burana, na sali zapanowało uniesienie! Zaś tak pięknych sztucznych ogni na wieczornym niebie nigdy wcześniej nie widziano nad Motławą.

Mówiło się i pisało o jubileuszu wiele. - Rachoń to mistrz promocji - mówili zawistnicy. To prawda. Rektor Rachoń znakomicie sobie radzi w mediach i swoją ukochaną uczelnię wylansował na Pierwszą Damę wśród szkół wyższych Polski północnej.

Z Brzezińskim za stołem
Skoro mówimy o powinnościach człowieka, nie możemy nie wspomnieć o Gdańskim Areopagu. Od początku Janusz Rachoń uczestniczył w tej intelektualnej imprezie. Zaczął jako słuchacz, ale w pewnym momencie zajął miejsce za stołem, i to w towarzystwie nie byle jakim, bo wraz z profesorem Zbigniewem Brzezińskim.

Przygotował się znakomicie i z profesorem Bralczykiem, i księdzem Niedałtowskim pokazali, jak powinna wyglądać dyskusja intelektualistów. Niektóre areopagowe debaty przeniesiono też na politechnikę, a najbardziej pamiętna z nich to spotkanie o północy, na politechnicznym dziedzińcu, z profesorem Aleksandrem Wolszczanem.

Doktorat nie tylko dla techników
- To człowiek stworzony do wyższych celów - uważa prof. Aleksander Kołodziej-czyk, poprzednik Janusza Rachonia na rektorskim urzędzie. - Ma dalekosiężne plany, nie przejmuje się drobiazgami. Bardzo sprawny organizator. Ożywił politechnikę, włączył ją w nurt życia regionu i miasta, w obchody 25-lecia powstania Solidarności, czy Marca '68.

To Rachoń wpadł na pomysł, by doktorat honoris causa przyznać nie technikowi, ale profesorowi Leonowi Kieresowi, szefowi IPN. Trudno nie przyklasnąć tamtej decyzji, widząc, co się dziś dzieje w tej instytucji… Doprowadził do powstania nowego centrum obliczeniowego, w którym znajduje się największy komputer w Europie. Stworzył nowe kierunki studiów, m.in. energetykę, transport, mechatronikę, a także Studium Nauczania Matematyki, w którym studenci uzupełniają braki ze szkoły średniej.

Rower wodny
Profesor Marek Dzida, dziekan Wydziału Oceanotechniki i Okrętownictwa dorzuca jeszcze jeden temat: żeglarstwo. Politechnika ma wspaniały ośrodek nad jeziorem w Iławie, gdzie studenci mogą się oddawać nie tylko pasji żeglarskiej, ale też sportom motorowodnym. Karolina Rudzka, z koła naukowego Korab, dodaje, że drużyna politechniczna trzy razy z rzędu wygrała International Waterbike Regatta - regaty łodzi napędzanych siłą mięśni.

Ostatnie regaty odbyły się na Motławie. Rektor Rachoń pomagał studentom w organizacji przedsięwzięcia i w znalezieniu sponsorów. Z wdzięczności jednemu z rowerów wodnych nadali imię "Rektor". Karolina, opisując podczas spotkania na politechnice ów rower, powiedziała w pewnej chwili: "Rektor" ma lekką śrubę - co wywołało huraganowy śmiech szacownych profesorów. Z rektorem włącznie, bo profesorowi Rachoniowi nie brak autoironii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki