18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Papież Franciszek tak się zachwycił gdańską miserikordyną, że polecił ją Urbi et Orbi

Dorota Abramowicz
Ksiądz Błażej Kwiatkowski, pomysłodawca miserikordyny
Ksiądz Błażej Kwiatkowski, pomysłodawca miserikordyny Tomasz Bołt
Wystarczyło kilka słów papieża Franciszka, by "lek " wymyślony przez diakona - magistra farmacji z Gdańska, podbił świat. To tylko jeden z elementów marketingu religijnego, który korzysta już nie tylko ze słowa, ale także z zaskakujących obrazów.

Chciałbym polecić wam lekarstwo - powiedział w ostatnią niedzielę papież Franciszek. Tuż po tej wypowiedzi na placu św. Piotra rozdano 25 tys. sztuk pochodzącego z Polski leku miserikordyna. W pudełku do złudzenia przypominającym opakowanie medykamentów znajdowało się 59 "pigułek dosercowych", składających się na różaniec, i ulotka zawierająca informację o dawkowaniu i braku skutków ubocznych nietypowego leku.

Od tamtego momentu zainteresowanie lekiem nasercowym, wymyślonym przez magistra farmacji, a obecnie studenta ostatniego roku Gdańskiego Seminarium Duchownego, Błażeja Kwiatkowskiego, przekracza ludzkie pojęcie.

- Nic dziwnego - mówi ks. Jan Uchwat, wicerektor gdańskiego seminarium. - Bo to nie jest sprawa ludzka, ale Boska.

"Lek" diakona Błażeja Kwiatkowskiego powstał przed dwoma laty, gdy ks. prof. Jan Uchwat zaproponował, by klerycy zastanowili się nad pamiątką dla młodzieży biorącej udział w XXII Dniu Modlitwy Młodych. Kleryk farmaceuta zasugerował umieszczenie Koronki Bożego Miłosierdzia w opakowaniu leku, który nazwał miserikordyną, od łac. słowa miserikordia (miłosierdzie). Pomysł chwycił, a produkcją "leku na serce" zajęło się kościelne wydawnictwo działające przy archidiecezji krakowskiej. Do rąk Ojca Świętego miserikordyna trafiła jednak dopiero we wrześniu tego roku, przy okazji święceń biskupich abp. Konrada Krajewskiego.

Abp Konrad Krajewski powiedział "Gościowi Niedzielnemu", że treść ulotki miserikordyny rozbawiła papieża, który wybuchnął śmiechem, czytając informację na temat stosowania "lekarstwa duchowego" m.in. przez kobiety w ciąży. Franciszek od razu podjął decyzje o rozdaniu leku. Wyprodukowano 25 tys. opakowań, do których włożono papieskie różańce.

Z 30-letnim klerykiem farmaceutą ks. Błażejem rozmawiałam w miniony piątek... Nie spodziewał się wówczas, że sam Franciszek zechce zalecić miserikordynę Urbi et Orbi.

Następnego dnia w krakowskim Wydawnictwie św. Stanisława BM rozdzwoniły się telefony z całego świata. - Zainteresowani z Włoch, Stanów Zjednoczonych i dziesiątków innych państw dopytują się o miserikordynę - mówi Zofia Kosowska z działu handlowego wydawnictwa. - Przychodzą dziesiątki e-maili. Wszyscy chcą naszego leku na serce.

Duch nowych czasów

Różaniec jest kontemplacyjną modlitwą Maryjną, pomagająca w rozważaniu tajemnic życia Chrystusa. Połączone ze sobą paciorki, ze złączonymi końcami, zwane koronką, od średniowiecza pomagają katolikom w liczeniu odmawianych modlitw. Zdaniem profesor Anny Zawadzkiej z Zakładu Psychologii Ekonomicznej i Psychologii Organizacji UG, pomysł, by umieścić różaniec w opakowaniu leku, był wyjątkowo trafiony.

- To duch nowych czasów, gdy bardziej od treści interesujemy się formą - tłumaczy prof. Zawadzka. - Dziś szukamy leków na ból, starość, nastrój. Zewsząd atakują nas reklamy, sugerujące, że wystarczy wziąć lek i wszystko się zmieni. Opakowanie leku o fantastycznej nazwie, kojarzącej się z bolesnością serca, z różańcem w środku, mówi wszystko. Nie straszy skutkami ubocznymi, daje lekarstwo, które pomaga.

Pojawienie się na światowym rynku miserikordyny jest częścią szerszego zjawiska, zwanego przez niektórych marketingiem religijnym.

Amerykanin, profesor Michael Daehn, w książce "Marketing the Church" zauważył, że można znaleźć wspólny mianownik między Kościołem i marketingiem - efektywną komunikację z ludźmi. Zwykły marketing przekazuje przesłania, promuje idee i produkty, a Kościół głosi Dobrą Nowinę. Z kolei prof. Zawadzka woli mówić o "reklamie religijnej", rodzaju reklamy społecznej, której celem jest wzbudzenie pozytywnego niepokoju o życie.

- Kościół stosował w poszczególnych epokach nowoczesne techniki służące ewangelizacji - twierdzi ks. Sławomir Czelej, b. dyrektor gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". - Z Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że dzięki nawigacji morskiej Rzymian w tydzień można się było przedostać z Rzymu do Aleksandrii, w celu niesienia Słowa Bożego. Pierwszą wydrukowaną przez Gutenberga książką była nieprzypadkowo Biblia. Po wynalazku Marconiego szybko utworzono Radio Watykan. Każdy sposób ewangelizacji jest dobry, choć osobiście negatywnie podchodzę do przypadków zastępowania słów obrazami. Wiara wynika ze słuchania Słowa Bożego, które bardziej przemawia do mnie niż amerykańskie filmiki reklamowe z księdzem w roli głównej.

Dzięki mnie już piątek

Jedną z najlepiej przygotowanych kampanii religijnych była akcja przeprowadzona w 2002 roku w Singapurze. Przedstawiciele Kościołów chrześcijańskich, widząc pustoszejące z roku na rok świątynie, postanowili zaangażować znaną agencję do reklamy... Stwórcy.

Na ulicach, pojazdach, billboardach, w sklepach, gazetach i na ekranach telewizyjnych pojawiły się krótkie hasła reklamowe. Ludzie wsiadający do metra patrzyli na tablice z napisem "Jestem tu. Bóg". W wykupionym w gazecie ogłoszeniu czytelnicy trafiali na pytanie "Czy wiesz, dokąd zmierzasz?", podpisane "Bóg". Na koszulkach informowano: "Nietsche umarł. Bóg żyje", a na sklepowych lustrach i szybach można było przeczytać: "Myślę, że jesteś najpiękniejszą osobą na świecie... OK, trochę jestem stronniczy. Bóg".

Przed prognozą pogody na ekranach od czasu do czasu pojawiało się ostrzeżenie: "Nie zapomnij parasolki. Mogę dziś podlewać rośliny. Bóg". Właściciele telefonów komórkowych otrzymywali z kolei SMS-y w rodzaju: "Dzięki mnie już piątek. Bóg" albo "Miłego dnia. Stworzyłem go właśnie dla Ciebie. Bóg".
Efektem kampanii, na którą wydano stosunkowo niewielkie pieniądze, był znaczny wzrost liczby wiernych. Do dziś Kościoły w wielu krajach próbują powtórzyć tamten sukces. Jedną z inicjatyw jest "SMS z Nieba", polegający na wysyłaniu przez wolontariuszy Słowa Bożego, myśli świętych Kościoła i komunikatów do 300 tys. osób miesięcznie. Wśród odbiorców są także Polacy.

Dołącz do kadry Boga

Coraz częściej natykamy się na religijne reklamy. Przy wjeździe do Sopotu bije w oczy kierowców twarz Chrystusa spoglądającego z ekranu ledowego, w różnych regionach kraju natknąć się można na billboardy z intrygującymi hasłami.
- Ostatnio przed kościołem w Lublinie zauważyłam zapisane wielkimi literami pytanie: "A może Bóg jest?" - opowiada prof. Zawadzka. - W USA kościoły chrześcijańskie reklamują się od wielu lat. I jest to kraj, w którym żyje masa ludzi wierzących.

Niekonwencjonalnie wyglądają także "plakaty powołaniowe", zachęcające młodych mężczyzn do wstępowania do seminariów duchownych. Przed Euro 2012 taki plakat reklamował Gdańskie Seminarium Duchowne. Pięciu kleryków w piłkarskich trampkach i w sutannach, stojąc na środku PGE Areny, zapraszało: "Dołącz do kadry powołanej przez Boga". Na plakacie zakonu pijarów pojawił się znany z "Matriksa" aktor Keanu Reeves w ciemnych okularach, birecie i koloratce. Nad nim zawisło pytanie: "W dzieciństwie marzyłeś, by walczyć ze złem?", a pod nim rada: "Masz na to szansę! Zostań księdzem!". Z kolei przystojny mężczyzna o twarzy bohatera filmu walki patrzył na nas z plakatu opatrzonego napisem: "Twardziel? Nie, jezuita".

Reakcje na kampanie powołaniowe są różne. Jedni przypominają, że na powołanie nie ma wpływu żadna reklama. Inni odpowiadają, że Duch Święty tchnie, kędy chce. Może więc tchnąć i przez plakat, i przez SMS, i przez różaniec w opakowaniu leku.

To nie produkt, to idea

Pomysłodawca miserikordyny nie chce dziś rozmawiać na temat popularności "leku nasercowego", odsyłając pytających do rektora i arcybiskupa.

- Zainteresowanie zawdzięczamy papieżowi Franciszkowi - stwierdza krótko ks. prof. Jan Uchwat. - Trzeba jednak pamiętać, że to nie produkt, ale idea.

Jednak miserikordyna ma swoją cenę - 8 zł za opakowanie - i jest oferowana w sprzedaży przez wydawnictwo z Krakowa. Ks. Zygmunt Kosowski, dyrektor Wydawnictwa św. Stanisława BM, podchodzi realistycznie do zainteresowania miserikordyną.
- Jestem bardzo ostrożny w szacowaniu sprzedaży - mówi. - Zainteresowanie może szybko opaść.

Niewykluczone, że z z promowanym przez Franciszka "lekiem duchowym" będzie tak jak ze słynnymi papieskimi kremówkami, o których w 1999 roku, podczas spotkania z mieszkańcami Wadowic, mówił Jan Paweł II. Po tej wypowiedzi zainteresowanie ciastkami wypełnionymi budyniem gwałtownie wzrosło. Tłumy pielgrzymowały do Wadowic, by zjeść taką samą jak papieska "kremówkę". Jedna z firm spożywczych produkuje nawet kremówki papieskie, które znalazły się wśród najchętniej kupowanych gotowych ciast w Polsce.

Nie szkodzą im nawet opinie niektórych koneserów. Z kolei prawdziwe wadowickie kremówki, sprzedawane przez miejscowe cukiernie, zostały zgromione przed trzema laty przez Adama Gesslera w telewizyjnym programie "Wściekłe gary". Restaurator wytknął miejscowym cukiernikom, że do pieczenia używają margaryny. To też nie zmieniło faktu, że każdy turysta, który przyjeżdża do Wadowic, kupuje w tamtejszych cukierniach na rynku co najmniej jedno ciastko.

Dlaczego gdańskie seminarium samo nie zajęło się wytwarzaniem "leku", tylko oddało patent wydawnictwu z Krakowa?
- My, jako seminarium, nie jesteśmy przedsiębiorstwem produkcyjnym - mówi ks. Uchwat, który na pytanie o korzyści finansowe dla Gdańskiego Seminarium Duchownego odpowiada: - Naszym celem jest działalność duszpasterska.
Lek może wesprzeć działalność duszpasterską seminarium już w najbliższą niedzielę. Będzie dostępny przed kościołami archidiecezji gdańskiej, a wierni, którzy go otrzymają, będą mogli przekazać datek na rzecz GSD.

W gdańskim seminarium już powstają nowe, tajemnicze projekty. Czy będzie to coś na miarę duchowego leku na serce?
- Gdybyśmy je zdradzili, przestałyby być tajemnicą - ucina ks. prof. Uchwat.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Papież Franciszek tak się zachwycił gdańską miserikordyną, że polecił ją Urbi et Orbi - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki