Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daj dziecku patyk i wieszak. Jakie zabawki rozwijają wyobraźnię dziecka? [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
Jovanka Tomaszewska: - Dobrze jest czasem pokazać dziecku, że z wieszaka można zrobić samolot, a z kijka znalezionego na podwórku - miecz
Jovanka Tomaszewska: - Dobrze jest czasem pokazać dziecku, że z wieszaka można zrobić samolot, a z kijka znalezionego na podwórku - miecz Archiwum prywatne
Z Jovanką Tomaszewską, socjolożką, autorką książek dla dzieci, rozmawia Gabriela Pewińska.

Jeden ze znanych artystów pisał, że kino dziś jest mniej ciekawe niż to sprzed lat, bo jego pokoleniu, gdy był dzieckiem do zabawy wystarczył zwykły patyk. Z niego tworzył statki i pociągi, całe światy. Patyk rozwijał wyobraźnię. Dziś zabawki wyobraźnię blokują. Nie wychowują wielkich twórców.
Ja jestem wielką zwolenniczką patyków i wykorzystywania do zabawy przedmiotów, które mogą pełnić rozmaite funkcje. Dziś jednak w dużej mierze na fali są zabawki, które mają ściśle określone przeznaczenie, które służą do zabawy w narzucony z góry sposób, które myślą za dziecko. To nie sprzyja rozwojowi fantazji, ogranicza dziecięcą wenę. Ale też trzeba pamiętać, że dzieci dziś są inne, niż myśmy byli kiedyś.

Nie potrafią bawić się patykiem?
Oczywiście, że potrafią, ale też żyją w rzeczywistości w dużej mierze opartej na gadżetach, w kulturze nadmiaru. My dorośli też często ulegamy tym potrzebom - chcemy mieć najnowszy model telefonu, smartfonu, tabletu. Dlatego fajnie byłoby dać dzieciom, oprócz takich współczesnych, wyspecjalizowanych zabawek, coś jeszcze. Zresztą tymi zabawkami dzieci dość szybko się nudzą. Taki sztuczny piesek sto razy poda łapkę, identycznie zaszczeka i co dalej? A ponieważ nie ma "dalej", tylko jest ciągle to samo, dziecko chce kolejną, a potem następną rzecz. Pamiętam zagubioną minę pewnego chłopca, który otrzymał na gwiazdkę tyle tak bardzo wymyślnych zabawek, że nie potrafił nawet się z tego ucieszyć. Dlatego dobrze jest czasem pokazywać dziecku, że ze zwykłego wieszaka można zrobić samolot, a z kijka znalezionego na podwórku - miecz czy magiczną różdżkę. Z patyków można budować kosmiczne statki, pałace albo fascynujące szałasy...

Niedawno dwójka dziesięciolatków z Lubonia wystosowała do burmistrza list prosząc o pozwolenie zbudowania szałasu, w którym mogliby spotykać się z przyjaciółmi. Opętany wrzawą medialną burmistrz tak chciał dogodzić chłopcom, że nie tylko znalazł miejsce na ten szałas, ale wynajął fachowców, by wigwam zaprojektowali i zbudowali. Dzieci mają jedynie pomóc w wyborze projektu, a potem przyjść na gotowe. Tym samym, wydaje mi się, pogrzebał kapitalną inicjatywę i kreatywność.
Czyli zabrał im pomysł i frajdę. Wielka szkoda. Takie podejście do tematu odpowiada idei dzisiejszych zabawek - wszystko gotowe i profesjonalne. To oczywiście jest dla rodziców wygodne. Mamy na przykład pudła kartonowe, z których robi się gotowe konstrukcje. Kupuje się w sklepie taki karton - szablon, gdzie jest dokładnie opisane jakie jest jego przeznaczenie i w jaki sposób go złożyć. Wystarczy tylko ściśle stosować się do instrukcji. Z perspektywy wychowawczej to nie jest najlepszy pomysł - przecież do takiej zabawy wystarczy zwykłe duże pudło, nożyczki i klej.

Tak się robiło kiedyś domki dla lalek.
Ten karton - szablon to pomysł bardziej dla zabieganych rodziców, bo to dorośli są często mniej kreatywni niż dzieci. Kiedyś z rodzicami robiło się w domu stroje karnawałowe, mało kto miał gotowy strój, kupiony w sklepie. Teraz nawet gdyby któryś z rodziców chciał taki strój uszyć samodzielnie, dziecko nie byłoby zachwycone pomysłem, bo takie kupione wyglądają bardziej "profesjonalnie", poza tym wszyscy w takich przyjdą na zabawę...

No i prościej jest kupić, szybciej, wygodniej.

Ale czy wygoda wszystko usprawiedliwia? Z dzieciństwa pamiętam pracę domową zadaną na lekcji przyrody. Trzeba było wziąć ziarenko fasoli, położyć na wilgotnej gazie w słoiczku i obserwować jak kiełkuje. Wszystko co było potrzebne do tego doświadczenia można było znaleźć w domu, a teraz, cały zestaw do kiełkowania kupuje się w sklepie! I ziarenko, i naczynko, nawet pipetkę. Z jednej strony jest to właśnie takie "profesjonalne"...

Ale ten "profesjonalizm" blokuje inicjatywę dziecka.
Także wspólną radość tworzenia. Zdejmuje z rodziców obowiązek kontaktu z dzieckiem. Wystarczy kupić zestaw i niech już się samo sobą zajmuje, nie zawraca głowy...

I nie przeszkadza w oglądaniu 123 odcinka serialu.
Fatalnie, jeśli ktoś wychowuje dzieci, poprzez narzucane przez przemysł produkty. Przed rozmową z panią zapytałam moją pięcioletnią siostrzenicę o będące hitem na rynku sztuczne pieski, kotki i świecące rybki do akwarium. Mnie się wydają straszne. A ona mi na to: Fajnie jest mieć prawdziwego kotka, ale są dzieci uczulone na sierść. O tym nie pomyślałam.

Jednak, wydaje mi się, że ci, którzy kupują dzieciom sztuczne kotki kierują się innymi względami.

Bo prawdziwe zwierzątko bywa kłopotliwe, więc kupię takie prawie prawdziwe i dziecko też się ucieszy. Te zabawki to symbol naszego podejścia do życia. Chcemy, żeby było miłe, wygodne i bez problemów. Ale czy o to naprawdę chodzi?

Rodzice chcą oszczędzić wysiłku dzieciom. Także w myśleniu.

Poza tym poprzez dzieci realizują swoje niespełnione kiedyś pragnienia, w myśl zasady "za moich czasów nie było czegoś takiego, to chociaż ty będziesz miał albo miała". To podawanie wszystkiego na tacy zabiera dzieciom doświadczenie oczekiwania na coś, marzenia o czymś, starania się, zbierania pieniędzy, żeby coś wymarzonego kupić.

Myśli Pani, że to szybkie zaspokajanie potrzeb w dzieciństwie może spowodować problemy emocjonalne w dorosłym życiu?
To raczej pragnienia niż potrzeby. Ale tak, z pewnością to, że nie umiemy czekać, że trudno nam dążyć do celu, którego realizacja wymaga czasu może być efektem dzieciństwa, w którym natychmiast dostajemy wszystko, czego chcemy. Nie jest wytłumaczeniem, że dziecko, jeśli nie spełnimy jego prośby, będzie płakać i histeryzować. Ma do tego prawo - taki jest dziecięcy sposób reagowania. Ale my, dorośli nie możemy wymagać od dziecka, by było dorosłe, tylko sami powinniśmy zachowywać się dojrzale, nauczyć się z nim rozmawiać, a także akceptować jego złość czy smutek.

Jeden mój znajomy polonista szczycił się ostatnio, że sam zrobił stół, a żadnych kwalifikacji stolarskich nie ma. Może nie tak doskonały ten mebel, ale jak twierdził, przyjemność spora, bo najlepsze jest to, co zrobimy sami. Tak wychowali go rodzice.
Ważne jest pokazanie dziecku, że nie wszystko musi być doskonałe. Mam wrażenie, iż wielu dorosłych uważa, że warto rozwijać zainteresowania dziecka tylko wtedy, gdy ma ono wyjątkowe predyspozycje w danym kierunku i w przyszłości ma szansę stać się profesjonalistą, odnosić spektakularne sukcesy. Jeśli tego talentu nie ma, to nie warto inwestować w takie zajęcia, choćby sprawiały przyjemność. Dzieci szybko się uczą, że warto zajmować się tylko tym, co przynosi wymierne korzyści. Ten praktycyzm zabija radość prostego przeżywania. Wracając do zabawek, innym problemem jest sposób i skala reklamowania ich w telewizji. Uważam, że w ogóle reklamowanie zabawek w kanałach dla dzieci to jest skandal. Rozumiem aspekt komercyjny zjawiska, ale myślę, że należałoby chyba uregulować to prawnie - skoro zabrania się reklamy alkoholu czy papierosów, to dałoby się wprowadzić podobne mechanizmy. Dzieci są na reklamę ogromnie podatne. Chcą dostać wszystko, co tylko zobaczą. Rodzicom często trudno sobie z tym poradzić. To rodzi dziecięce frustracje i obsesje. Zwłaszcza że dziecko nie rozumie mechanizmów działania reklamy.

Koleżanka, która ma pięcioletnią córkę wychowywaną, jak na obecne czasy, nietypowo, bo głównie na książkach, opowiedziała mi, że dziewczynka, gdy widzi w telewizji reklamę zabawki czasem zareaguje i powie matce: Fajnie byłoby mieć takiego niebieskiego kucyka. Ale ponieważ matka nie podejmuje tematu, odpuszcza, zapomina.

Jeśli rodzice są świadomi i uważni, dadzą dziecku wsparcie dla poznawania i doświadczania świata, to żadna zabawka temu dziecku nie zaszkodzi. Będzie umiało podejmować samodzielne decyzje i nie ulegać presji rówieśników czy mediów. Do problemu reklamy dochodzi jeszcze problem estetyki. Większość współczesnych zabawek jest po prostu brzydka. Wolny rynek wolnym rynkiem, ale przydałaby się jakaś polityka kształtowania gustów.

Rodzice mają z czym się zmagać...
Nie można też być nadmiernie dogmatycznym. W żadną stronę. Jest wiele opowieści o rodzicach, którzy wychowują swoje dzieci w przekonaniu, że trzeba się dzielić ze wszystkimi i każą oddawać innym ukochane zabawki, co jest, uważam, mimo słusznych intencji, okropne. Najważniejsze to zachować umiar. Są zasady, które odkrywa przed nami psychologia, socjologia, pedagogika, ale przecież dzieci są bardzo różne. Nie ma kogoś takiego jak: "dziecko w ogóle". Tak samo jak nie ma "chłopców w ogóle" czy "dziewczynek w ogóle". Moja siostrzenica lubi kolor różowy, chodzi na balet, z chłopcami się nie bawi, ale lalki jej w ogóle nie interesują. Uważa też, że to niedobrze, że są klocki inne dla dziewczynek, a inne dla chłopców, bo powinny być "wspólne dla wszystkich dzieci". Tymczasem w sklepach z zabawkami jest bardzo ścisły podział na zabawki dla chłopców i dla dziewczynek. Dziewczynka może oczywiście dostać zabawkę z półki "dla chłopców", ale od razu otrzymuje sygnał, że jest jakaś inna. A chłopiec, który chciałby się bawić lalką? Jeszcze gorzej, prawda? A to są po prostu dzieci, które chcą się bawić - samochodzikami, lalkami, klockami itd. I nagle pojawia się temat, który w ogóle nie powinien się pojawić, jakieś bezsensowne granice, które trzeba przekroczyć. Taki podział zabawek bardzo podtrzymuje stereotypy płci - dzieci szybko otrzymują jasny sygnał, jakie jest ich miejsce w społeczeństwie. Zabawki typu kuchenka z garnkami, pralka, odkurzacz są bardzo fajne, ale czemu adresowane wyłącznie do dziewczynek? Dobrze, gdyby takie zabawki były uniseks. To procentuje w przyszłości.

Jakaś recepta dla rodziców przed świątecznym szaleństwem w sklepach z zabawkami? Bo już bieganie, niestety, się zaczęło...

Żeby myśleli bardziej o dziecku i jego autentycznych potrzebach niż o sobie. I żeby pamiętali, że dziecko wychowuje się poprzez relację z nim. A żadna prawdziwa relacja nie może się opierać na automatyzmie, bo wtedy to nie jest relacja tylko szukanie guziczków do tego małego człowieka, jak do robota.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki