18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"The Human Body" w Gdańsku. Co sukces wystawy mówi o naszym stosunku do śmierci?

Marcin Mindykowski
Wystawa "The Human Body" w Gdańsku
Wystawa "The Human Body" w Gdańsku materiały prasowe
Choć wystawa "The Human Body" w ubiegłym tygodniu opuściła Polskę, w Gdańsku i Krakowie wciąż można zobaczyć charakterystyczne plakaty, przedstawiające pozbawioną skóry ludzką sylwetkę, z odsłoniętymi mięśniami i układem krwionośnym. Od kilku miesięcy zdobi je dodatkowy napis: "Wielki sukces! Przedłużamy!". Zainteresowanie wystawą „The Human Body” było bowiem tak duże, że w Krakowie (gdzie ekspozycja miała gościć do końca czerwca) przedłużono ją do 3 listopada, zaś w Gdańsku (gdzie miała stacjonować od maja do końca sierpnia) - do 27 października.

Wystawa, prezentująca zakonserwowane metodą plastynacji prawdziwe ludzkie ciała, wzbudziła jednak zainteresowanie nie tylko widzów, ale też krakowskiej i gdańskiej prokuratury. Sprowokowała także głosy oburzonych etyków i lekarzy, które nie zniechęciły jednak Polaków do masowych pielgrzymek do krakowskiej Fabryki i gdańskiego Garnizonu Kultury. Organizatorzy podają, że obie wystawy odwiedziło ponad 200 tys. osób.

Usuwanie wody i tłuszczów

Media podjęły temat, kiedy wystawa "The Human Body" zbliżała się do polskich miast - kolejnych przystanków na swojej objazdowej trasie po świecie. Nie najlepsze skojarzenia budziła już sama metoda plastynacji, polegająca na usuwaniu z tkanek organizmu wody i tłuszczów i zastępowaniu ich polimerami sylikonowymi. Ten skomplikowany proces preparacji pozwala zatrzymać rozkład ciał, zatrzymując ich pierwotny skład i kolor. Plastynację opatentował w 1977 roku kontrowersyjny niemiecki patomorfolog i anatom Gunther von Hagens, założyciel Instytutu Plastynacji, który szybko zwrócił się ku działalności wystawienniczo-artystycznej. Von Hagens utrzymuje, że jego celem jest zmiana stosunku ludzi do śmierci, przełamanie tabu ludzkiego ciała i postrzegania go po śmierci jako czegoś obrzydliwego i nieestetycznego. Ale jego objeżdżające cały świat wystawy z cyklu "Body Worlds" szybko spotkały się z zarzutami, że część pokazywanych na nich zwłok były kupionymi od władz chińskich ciałami więźniów politycznych skazanych na karę śmierci.

Organizatorzy "The Human Body" zapewniają, że poza samą metodą plastynacji nic ich z von Hagensem nie łączy. Szybko okazało się jednak, że ciała prezentowane na ich wystawie także pochodzą z Chin, a ich pozyskanie było możliwe dzięki pracy uniwersytetu z chińskiego Dalian w ramach rządowego programu.
Po ujawnieniu tego faktu przez krakowskie media (organizatorzy nie podawali tej informacji na swojej stronie internetowej) rozpętała się dyskusja, w której swoje wątpliwości zgłaszali etycy i obrońcy praw człowieka. Dziennikarze rozpisywali się o kwitnącym w Chinach handlu zwłokami i narządami (ciało zmarłego można tam kupić za ok. 3 tys. zł). Organizatorzy zaprzeczali jednak sugestiom, jakoby mieli wykorzystać ciała dysydentów. - Wszystkie osoby przekazały swoje ciała dobrowolnie na cele naukowe i wystaw publicznych. Pochodzą one z legalnego źródła, były dodatkowo badane w USA - zapewnia Agnieszka Górka, odpowiadająca za PR w polskim oddziale organizatora wystawy - czeskiej firmie JVS Group, która wydzierżawiła eksponaty od amerykańskiej spółki Gforce.

Przy okazji wizyty "The Human Body" media przypominały także, że podobna wystawa, "Our Body", została wyproszona z Francji i Izraela, a francuscy lekarze zgłaszali wątpliwości dotyczące braku śladów naturalnych przyczyn zgonu "eksponatów". Od tamtej wystawy organizatorzy także się jednak odcięli. Zapewniali też, że antropolodzy nie stwierdzili żadnych śladów tortur i egzekucji na prezentowanych przez nich zakonserwowanych ciałach.

Ponad dwieście eksponatów

Wystawa "The Human Body" została podzielona na kilka sal, prezentujących poszczególne części funkcjonowania ludzkiego ciała: układ kostny, mięśniowy, nerwowy, krwionośny, oddechowy, pokarmowy, rozrodczy. Złożyło się na nią ponad 200 eksponatów - zarówno ciał (w różnych pozach, np. symulacji ruchu), jak i pojedynczych organów - uzupełnionych zdjęciami i filmami. Kontrowersje od początku budziła obecność na wystawie ludzkich płodów, które oświadczenia woli wydać przecież nie mogły. - Ciała płodów zostały przekazane przez osoby do tego uprawnione – zapewnia jednak Agnieszka Górka.

Przede wszystkim kuratorzy podkreślają zaś naukowy charakter ich wystawy. - Jej celem jest edukacja i poszerzanie wiedzy na temat naszego ciała - mówi Górka. - Zatrudniliśmy wykwalifikowanych przewodników, którzy omawiają każdy układ, tłumaczą funkcjonowanie danych organów. Można porozmawiać o chorobach naszych czasów i sposobach ich zapobiegania. To szansa dla nas wszystkich - wiedząc więcej na temat funkcjonowania naszego organizmu, możemy bardziej zdrowo i świadomie żyć - przekonuje.

Rzeczywiście, wystawa miała też swój profilaktyczny i zachęcający do troski o ciało (choć wywoływany raczej na zasadzie terapii wstrząsowej) wymiar. Konsekwencje prowadzenia niezdrowego trybu życia unaoczniały pokazywane na niej płuca palacza czy wątroba alkoholika. Przy wyjściu z wystawy na najbardziej wstrząśniętych czekała skrzynka, do której można było wrzucić paczkę papierosów - jeśli pod wpływem tego widoku podjęło się spontaniczną decyzję o rzuceniu nałogu.

Potrzeba poznania

Nie przekonuje to jednak prof. Janusza Morysia, rektora Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistę w zakresie anatomii i neurobiologii. - Trudno nazwać edukacją wystawianie ludzkich zwłok na ogląd wszystkich, także tych nieposiadających nawet podstawowej wiedzy anatomicznej - zauważa. - Żeby pełnić rolę edukacyjną, należy zachować pewne normy etyczne demonstracji ludzkiego ciała i przede wszystkim mieć do tego fachową obsługę, która poprowadzi wykład. Tym wystawom nie towarzyszyły tego typu rozwiązania, wręcz przeciwnie: pokazywano ludzkie ciało w dosyć abstrakcyjnych, jak na zwłoki, pozycjach - dodaje. Na argument, że przecież po wystawie oprowadzali studenci medycyny, odpowiada: - Do mnie, jako rektora uczelni medycznej, nikt się o taką pomoc nie zwracał. Nie wiem więc, kto był tym nauczycielem i jakie miał uprawnienia. Student nie jest pracownikiem uprawnionym do nauczania. Kiedy moi studenci pytali mnie, czy warto na tę wystawę pójść, otrzymali jednoznaczną odpowiedź: jestem jej przeciwnikiem, uważam ją za profanację ludzkich zwłok i nie wyraziłbym zgody na udział w niej studentów z afiszem GUMed-u - konkluduje.

Samą potrzebę poznania funkcjonowania ludzkiego ciała rozumie jednak jezuita o. Józef Augustyn. - Myślę, że to nic dziwnego i fałszywego, że ludzie się tym interesują. Człowiek ma prawo wiedzieć, jak jest zbudowany, jak funkcjonuje od środka. Tym bardziej że w tym względzie wciąż jesteśmy ignorantami - mówi. - Myślę, że bardzo dużo zależy od tego, jakie są intencje autorów. Jeżeli myśl jest czysta, to dzieło też. Ciało ludzkie jest dziełem Boga i pozostaje piękne. Można z tego zrobić potworne widowisko, ale można też pokazać je tak jak w wielkich dziełach malarstwa klasycznego czy rzeźby starożytnej.

Zwiedzanie rzeźni

Wydaje się więc, że kontrowersje wokół "The Human Body" ogniskują się nie tyle na samej chęci pokazania ludzkiej anatomii i "kulis" funkcjonowania człowieka, ile na użyciu w tym celu prawdziwych ciał. - Dla szerszego popularyzowania wiedzy wystarczyłby zamiennik wykonany z mas plastycznych, wiernie odwzorowany - uważa prof. Moryś. - Zresztą takich modeli używamy w edukacji studentów medycyny i są one w zupełności wystarczające - a mówimy przecież o wybranej grupie osób, która będzie poznawała tajniki wiedzy medycznej, operowała na ludzkim ciele. Jakie ma więc znaczenie, czy na zwykłej wystawie - na którą często przychodzą osoby, które swoją znajomość biologii człowieka zakończyły na edukacji w szkole podstawowej - będzie to model plastikowy, czy wystawione w rażący sposób prawdziwe ciała ludzkie?

Organizatorzy wystawy bronią jednak użycia prawdziwych ciał: - Od wieków wiemy, że "martwi uczą żywych". Medycyna nie rozwinęłaby się, gdyby nie zajęcia z anatomii i patologii na zwłokach ludzi, którzy przekazali swoje ciała na te cele. W przypadku naszej wystawy jest tak samo - stworzyliśmy najdokładniejszy i najbardziej zaawansowany atlas anatomiczny na świecie, dzięki któremu możemy zobaczyć i poznać nasze ciało od środka - przekonuje Górka. - Uczyć się anatomii na takich eksponatach to czysta przyjemność - deklarowała z kolei jedna z pracujących przy wystawie studentek medycyny.

- Wątpię, czy na wystawę, którą odwiedziły tysiące ludzi, poszli wyłącznie studenci medycyny - zauważa jednak dr Magdalena Gawin, historyk PAN, zajmująca się m.in. historią eugeniki. - Im nie jest to potrzebne, bo mają zajęcia w prosektoriach. I tego typu miejsca powinny być szczególnie chronione, dostępne tylko dla studentów medycyny i lekarzy. Ja, mimo że prowadzę swoje dzieci do lekarza i sama korzystam z usług medycznych, nie zamierzam iść do prosektorium. Podobnie jak nigdy nie poszłabym do rzeźni - mimo że jem mięso. Są po prostu pewne obszary życia, instytucje i miejsca, do których nie należy zaglądać, jeśli nie jest się specjalistą. Na tym polega cywilizacja. Wystawianie zwłok na widok publiczny jest dla mnie czymś odpychającym.

Wystawa w prokuraturze

Tym wystawieniem zainteresowały się też dwie lokalne prokuratury - Prokuratura Rejonowa Kraków-Podgórze i Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz. Obie wszczęły śledztwo mające ustalić, czy na wystawie doszło do znieważenia zwłok ludzkich (przestępstwa z art. 262 Kodeksu karnego, zagrożonego karą od grzywny do dwóch lat więzienia).

Rozpoczęte na początku czerwca gdańskie śledztwo nadal jest w toku. - Wciąż oczekujemy na opinię biegłego - informuje Jolanta Janikowska-Matusiak, szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz. Opinia ma przede wszystkim rozstrzygnąć to, jaki charakter miała wystawa. - Na miejscu sporządziliśmy protokół i wykonaliśmy standardowe oględziny, z dokumentacją fotograficzną - dodaje. Nie chce jednak zdradzić, czy badana była dokumentacja medyczna zaświadczająca o legalnym pochodzeniu ciał. Do postulowanego przez zawiadamiających prokuraturę (posła PiS Andrzeja Jaworskiego i mec. Donata Paliszewskiego) zamknięcia wystawy też nie doszło. - Nie mamy do tego uprawnień - wyjaśnia prokurator. - Dostarczyliśmy wszystkie wymagane przez prokuraturę dokumenty, jesteśmy otwarci na współpracę i czekamy na rozwiązanie obu spraw. Wszystkie eksponaty traktujemy zaś z należytym szacunkiem - deklaruje Agnieszka Górka.

Czy jednak właśnie nie ten medialny zgiełk i towarzyszące wystawie etyczno-prawne kontrowersje nie zapewniły jej takiego zainteresowania? - Wierzymy, że ludzie przyszli zobaczyć wystawę przede wszystkim ze względu na jej wymiar edukacyjny - mówi Górka. - Wielu z naszych odwiedzających to nauczyciele wraz ze swoimi uczniami: grupy szkolne, gimnazjalne i studenci. Tych widzów nie ściągnęła kontrowersja. Wielu młodych ludzi pisze do nas, że po obejrzeniu naszej wystawy chcą związać swoją przyszłość z medycyną. To dla nas największa nagroda i satysfakcja. Negatywne opinie najczęściej wypowiadały osoby, które wystawy nie widziały i opierały się na faktach czy plotkach, które wcale nas nie dotyczyły. W Polsce wystawy odniosły duży sukces. To dobry znak dla naszych kolejnych projektów.

Co zaś ten znak mówi o nas, o naszym stosunku do śmierci, do ludzkiego ciała? I kto przede wszystkim poszedł na tę wystawę? - Wydaje mi się, że poszli ci, którzy lubią makabrę. To nic nowego: drastyczne sceny, coś, co jest zakazane, co jest tabu, zawsze przyciągało gawiedź - uważa dr Gawin. - A obrządek pogrzebowy i szacunek dla ciała jest przecież jedną z ostatnich świętości, nie tylko w kulturze chrześcijańskiej, ale jeszcze tej sięgającej Grecji i Rzymu. O tym jest przecież "Antygona" Sofoklesa. Złamano więc pewien ważny obyczaj, tabu, kryjąc się za edukacyjnymi celami jako wtórnym uzasadnieniem chęci pokazania ciała ludzkiego po śmierci. A de facto chodzi o to, żeby wywołać pewien skandal, żeby bilety były po 50 zł, żeby przyszło jak najwięcej osób i żeby na tym zarobić.

- Szacunek dla ludzkiego ciała nie jest wytyczną tylko chrześcijańskiej kultury. Zobaczmy, jaką niezwykłą kulturą w odnoszeniu się do ciała prezentują Żydzi. Zresztą już w starożytnym Rzymie największą karą dla wroga było wystawienie ciała na pożarcie dla dzikich zwierząt, pohańbienie ciała przez to, że nie zostało pogrzebane - zauważa o. Augustyn. - A dziś mamy z jednej strony adorację, kult ciała, cały przemysł jego pielęgnacji, a z drugiej - pogardę dla ciała. Słyszałem, że w Czechach dochodzi do tego, że syn daje spalić swoją matkę w krematorium i nie odbiera prochów, nie robi się pochówku. Nie ma sprawy, nie ma grobu. I to uchodzi za supernowoczesne podejście do problemu ludzkiej cielesności. Są też cmentarze z ułożonymi na ścieżce kamieniami, na których widnieją napisy z nazwiskiem zmarłego, którego prochy są rozsypane pod tym kamieniem. I tyle. Używanie ciała jako eksponatu też świadczy o desakralizacji, urzeczowieniu człowieka. Bo jeżeli użyć ciała w takich, nazwijmy to, edukacyjnych celach, to dlaczego nie użyć ciała noworodków do produkcji kosmetyków? Posuwamy się bardzo daleko.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki