18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć na fotografiach. Pięć niezwykłych ujęć śmierci [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Grażyna Antoniewicz
Pilot Kurt Wintgens  (fot. anonim, 1916 rok)
Pilot Kurt Wintgens (fot. anonim, 1916 rok) Ze zbiorów Władysława Żuchowskiego
Pięć starych zdjęć - każde z nich niezwykłe, bo pokazujące jakąś historię. Jest lotnik po zwycięskiej walce, który potem zginie w płonącym samolocie, są... weseli karawaniarze i pogrzeb cesarza Wilhelma. Łączy je różne uchwycenie śmierci...

Fotografowanie to sposób na zatrzymywanie świata. Władysław Żuchowski, właściciel Galerii & Muzeum Fotografii Cyklop, zapytany kiedyś, o czym myśli przy robieniu zdjęć, odpowiedział, że o śmierci. Nie o przemijaniu, lecz właśnie o śmierci. Rejestracja fotograficzna to utrwalenie zdarzenia, które po chwili nieodwołalnie "umiera", często fotograf rejestruje też samą śmierć.

- Na tych fotografiach widać różne jej odsłony - mówi Władysław Żuchowski. - Jak wiemy, zdjęcia przedstawiające śmierć, to nie tylko ostatnie obrazy zmarłych ludzi, wykonane na dagerotypach czy na kartonikowych zdjęciach, ale również obrazy wpisane w wojenne losy.

Zwycięstwo i śmierć

I tak mamy fotografię, przedstawiającą asa lotnictwa Cesarstwa Niemieckiego. Był pierwszym pilotem, który strącił samolot przeciwnika podczas I wojny światowej - nazywał się Kurt Wintgens. To oficer z odznaczeniem Pour le merite zawieszonym na szyi, którego widzimy w grupie żołnierzy niemieckich - ręce oparte o biodra świadczą, że to on jest sprawcą śmierci brytyjskiego lotnika.

Z jego postaci emanuje siła, a gest rąk podkreśla, że to właśnie on jest zwycięzcą tego lotniczego pojedynku. Widać szczątki samolotu, a pod nimi ciało i głowę nieżywego pilota. Zdjęcie wykonano między lipcem a wrześniem 1916 roku. Po 22 lotniczych zwycięstwach lotniczych Kurta Wintgensa spotkał tragiczny los i 25 września 1916 roku spłonął w swojej maszynie zestrzelony przez francuskiego pilota Alferda Heurteaux. Poległ w okolicach Villers-Carbonnel (we Francji), przeżył zaledwie 22 lata.

Rzadki rytuał

Kolejna fotografia została wykonana w jednym z najstarszych gdańskich zakładów fotograficznych. Z tyłu widnieje nadruk E. Flottwell, Potographisches Atelier, Danzig, Reitbahn Nr. 7 (dzisiaj ulica Bogusławskiego). Przedstawia niezwykłą sytuację "ostatniego namaszczenia", w której udział biorą ewangelicki pastor, myśliwy trzymający w ręku strzelbę z przewieszoną przez ramię sakwą, pies myśliwski i dwa nieżywe lisy, nad którymi odbywa się ta niecodzienna celebra. Zdjęcie wykonane za czasów króla Prus Fryderyka Wilhelma IV lub już za rządów cesarza Wilhelma I około roku 1860.

- Fotografia pokazuje rytuał, którego nigdy wcześniej nie spotkałem na jakiejkolwiek fotografii, również z czasów nam bliższych - mówi Władysław Żuchowski.

Kolejne zdjęcie przedstawia gdański karawan pogrzebowy przypominający zdobieniami królewską karocę. Fotografia wykonana została przez firmę Gottheil & Sohn/Danzig w latach 20. Na fotografii nie widzimy żałobników w pelerynach ani uczestników pogrzebu, a jedynie wóz i woźnicę z pomagierem (który pozdrawia fotografa). Mężczyźni są zadowoleni - uśmiechają się w stronę aparatu.

- Nie wiem, czy wiozą dopiero trumnę na cmentarz, czy już wracają ze swojej smutnej pracy. Co ich tak bardzo rozbawiło? - zastanawia się Żuchowski. - Wóz zaprzężono oczywiście w kare, czyli czarne konie z pióropuszami na głowach. Takie karawany paradne obsługiwały bogatych zmarłych. Były często zdobione figurami aniołów, różnymi ornamentami sakralnymi i symbolami pogrzebowymi.

Ciało w służbie nauki

I wreszcie oglądamy podejście naukowe do śmierci. Widzimy spreparowane ciało ludzkie, zapewne z jakiegoś zakładu medycznego, gdzie służyło celom naukowym. Być może studenci medycyny uczyli się na nim anatomii. Ciało ludzkie umieszczone jest na odpowiedniej podporze - stojaku, która umożliwiała prezentację z każdej strony. Jak widać, doczesne szczątki niekoniecznie muszą spocząć w grobie, czasem służą nauce.

Ta fotografia została wykonane w latach 1855 - 1860 przez Bissona starszego - jest to oznaczone odpowiednim nadrukiem na kartoniku (Bisson Aine Phot.), bo było dwóch braci, którzy później stworzyli duet fotograficzny. Z tyłu widać etykietę zakładu Paryż 23 Rou. Ste. Anne Paris i napis "fotograf cesarski". Louis Auguste Bisson (starszy z braci) planował swoją karierę jako architekt, ale porzucił spokojną posadę i bez opamiętania poświęcił się dagerotypii, co było decyzją w tamtych czasach nadzwyczaj zaskakującą i ryzykowną. Zasłynął z robienia zdjęć cesarzowi Napoleonowi III podczas podróży do Sabaudii, w której mu towarzyszył. Był również autorem słynnych fotografii Fryderyka Chopina. Młodszy z braci Auguste Rosalie podobnie jak starszy brat porzucił pewne stanowisko w urzędnicze i poszedł w ślady brata. Prawdopodobnie w 1849 roku bracia połączyli siły i otworzyli wspólne studio fotograficzne, które niestety po jakimś czasie splajtowało.

Pożegnanie cesarza

Kolejne zdjęcie przedstawia pogrzeb Wilhelma I - 16 marca 1888 roku (cesarz zmarł 9 marca) w Berlinie. Widzimy kondukt, zmierzający w kierunku mauzoleum w Charlottenburgu. Cesarz w czasie swojej ostatniej drogi wygląda dość niefortunnie ze względu na podwyższone wezgłowie - prawdopodobnie po to, by wszyscy uczestnicy pogrzebu mogli po raz ostatni spojrzeć na twarz władcy. Otoczenie jest iście królewskie, paziowie, żołnierze gwardyjskich pułków - kirasjerzy Garde du Corps, gwardyjscy huzarzy (Garde Husaren), grenadierzy, natomiast za cesarską trumną widzimy postać dzierżącą sztandar (to prawdopodobnie syn cesarza Fryderyk III, który tylko przez 99 dni był następcą swojego ojca na tronie pruskim).

Zdjęcie zostało wykonane w Berlinie przez nadwornego fotografa Edmunda Rissego podczas pogrzebu i reprodukowane w formie fotografii gabinetowej. Wiele osób chciało mieć pamiątkę z pogrzebu cesarza - dlatego ta fotografia w epoce musiała być dość popularna. Wilhelm I znany był powszechnie pod przydomkami "księcia kartaczy" (Kartätschenprinz), jaki przylgnął do niego po stłumieniu powstania w Wielkim Księstwie Badenii w kwietniu 1848 roku po ostrzelaniu miasta kartaczami oraz "białobrody" - to w aluzji do średniowiecznego cesarza Fryderyka I Barbarossy, czyli rudobrodego.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki