18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu są ich imiona, ale gdzie groby tysięcy Ślązaków? Rodzina Piotra Spyry, Wehrmacht i śląskość

Teresa Semik
Piotr Spyra, wicewojewoda śląski, opowiada o trudnych losach swej rodziny
Piotr Spyra, wicewojewoda śląski, opowiada o trudnych losach swej rodziny Arkadiusz Ławrywianiec
Dziadek nie podpisał volkslisty i trafił do Auschwitz. Wujowie podpisali, więc z Wehrmachtem poszli na wschodni front. Nikt nie wie, gdzie leżą ich kości. O losach rodziny wicewojewody śląskiego Piotra Spyry - pisze Teresa Semik.

Wojenna zawierucha rozproszyła groby po świecie. Do dziś wiele z nich nie ma nazwisk. Jest tylko pamięć, tu wśród bliskich.
Wicewojewoda śląski Piotr Spyra wyjmuje z rodzinnych archiwów jeden z ostatnich listów Ericha Mrzyka, brata babci Anieli, wcielonego do niemieckiej armii. W sierpniu 1942 roku pisał piękną polszczyzną z Coburga do podpszczyńskiej Łąki, że tęskni i czeka na listy, bo człowiek czuje się jak więzień, jeśli z domu nie ma żadnej wiadomości. Pyta, co z bratem, Richardem, który też został powołany do Wehrmachtu. "Jutro wyjeżdżamy, prawdopodobnie rano. Z Bogiem i do zobaczenia" - kończy.
Cztery miesiące później, dwa dni przed Wigilią, Eryk ginie w walkach z Rosjanami. Ziemię rozrył pocisk pochłaniając wszelkie życie. Gdzie jest grób Eryka? Nikt z rodziny nie wie. Poszukiwano go po wojnie, ale z Niemiec nadeszła tylko data śmierci.

Richard Mrzyk również nie wrócił z frontu wschodniego. Zaginął 20 października 1943 roku w okolicach rosyjskiego Woroneża. Dosięgła go kula, czy dostał się do niewoli i tułał po Syberii? Nie wiadomo. Tak działa wojna. Albo zabija od razu, albo niszczy po kawałku. Ryszarda szukał Czerwony Krzyż, bezskutecznie.

Wujek Alek na Zachodzie

Człowiek potrafi oswoić wszystko, ale nie śmierć. Nawet po latach, przynajmniej raz w roku, dopada go nostalgia i chce zatrzymać pamięć. Piotr Spyra pokazuje, jak w rodzinnych pamiątkach, niczym w soczewce, skupiają się śląskie losy: legitymacja z czasów plebiscytu, volkslista, powojenne lojalki, że się było uczciwym.

Blisko 90-letni dziś wujek Piotra Spyry, Alfons Mrzyk, zwany wujkiem Alkiem, z Wehrmachtem musiał iść na Zachodzie. W Normandii Kanadyjczycy wzięli go niewoli. Wtedy pojawili się oficerowie werbunkowi 2. Korpusu Polskiego. Krótko, po żołniersku rozkazali: Pomorzanie, Wielkopolanie, Ślązacy - wystąp! Kto chce służyć w polskim wojsku?

Wujek Alek mówi, że 90 procent jeńców nie wahało się ani minuty. Tak trafił do 3. Brygady Strzelców Karpackich Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pracował w kancelarii. Uśmiecha się na wspomnienie, że pracował razem z księciem pszczyńskim Aleksandrem, który był tam tłumaczem.

Żołnierze, którzy przeszli do wojska polskiego, otrzymywali nową tożsamość - fałszywe książeczki wojskowe i nieśmiertelniki, by w razie niewoli nie rozpoznano w nich dezerterów. A i tak z niemieckiej armii przyszedł list do podpszczyńskiej Łąki, że Alfons Mrzyk zaginął, i czy rodzina coś o nim wie. Niemcy podejrzewali dezercję, ale nie mieli pewności. Rodzina wpadła w popłoch, bo zaginięcie często równało się ze śmiercią. Wujek Alek konspiracyjnie dał jej znać, że ma się dobrze.

Z rodziny Mrzyków z Łąki, skąd pochodzi mama Piotra Spyry, do niemieckiego wojska na Zachodzie został wysłany także Stanisław Ziebura, zwany wujkiem Stankiem. Na terenie Włoch przeskoczył do swoich. Służył potem w brygadzie spadochronowej, która brała udział w bitwie pod Arnhem, gdzie lądowała brytyjska 1. Dywizja Powietrznodesantowa wsparta polską brygadą spadochronową.

Dziadek Alojz z Polską

Nikt z Mrzyków nie poszedł do niemieckiego wojska na ochotnika.

Dziadek Piotra Spyry ze strony mamy - Alojzy Chrapek - pochodził z Lipowca koło Ustronia. Mrzyków poznał niedługo po tym, jak wojewoda śląski Michał Grażyński zaproponował mu pracę nauczyciela w nowo wybudowanej szkole w Łące koło Pszczyny. Poznał Anielę z Mrzyków i tutaj osiadł.

Dziadek Alojz wychowywał się jako sierota, rodzice zmarli na grypę "hiszpankę" po pierwszej wojnie światowej. Skończył seminarium nauczycielskie w Cieszynie, gdzie lokalna społeczność oddana była polskiej sprawie.

31 sierpnia 1939 roku dziadek Alojz pisał do żony: "Kochana Anielciu, nie martw się, wojny nie będzie". Został zmobilizowany i skoszarowany jako oficer rezerwy 21. Dywizji Strzelców Podhalańskich, a konkretnie 3. Pułku, który stacjonował w Bielsku. W kampanii wrześniowej bił się z Niemcami do końca. Ostatni list dziadka Alojza do babci Anieli przyszedł z nadrukiem niemieckiej poczty polowej. Niemcy rozbili dywizję, przejęli pocztę i z typowo niemiecką skrupulatnością listy wysłali dalej.

Czy biskup dobrze radził?

Alojzy Chrapek zrzucił polski mundur i chciał jakoś przeżyć. Nie mógł być nauczycielem, ale musiał pracować fizycznie. Gdy jego uczniowie założyli konspiracyjne Szare Szeregi, nie potrafił stać z boku. Nie to przesądziło o jego wojennym losie.
Dziadek Alojz nie podpisał volkslisty, bo był Polakiem. Za to trafił do Auschwitz, potem Mauthausen-Gusen.

Nie każdego było stać na taki heroizm. Trudno nawet zarzucać komuś, że wybrał inną drogę, chcąc przeżyć. Większość Ślązaków skrupulatnie wypełniała niemieckie listy narodowościowe. Popularny był wówczas wierszyk: "Jeśli się nie wpiszesz - twoja wina, bo wnet cię wyślą do Oświęcimia. A jak się wpiszesz, ty stary ośle, to ciebie Hitler na Ostfront pośle".

Biskup katowicki, Stanisław Adamski, który był wtedy autorytetem moralnym na Śląsku, radził, żeby podpisywać volkslisty, bo tak można będzie ocalić żywioł polski. Piotr Spyra nie jest przekonany, czy to było najlepsze wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Nieoczekiwanie przyniosło odwrotny skutek. Podpisanie volkslisty powodowało wcielenie do Wehrmachtu i śmierć wielu tysięcy Ślązaków, zwłaszcza na froncie wschodnim.

Rozumiejąc szlachetne intencje bpa Adamskiego można dziś gdybać, co by się stało, gdyby Kościół wezwał Ślązaków do zadeklarowania polskiej narodowości na tych listach? Nie wiemy, jak wtedy zachowaliby się wierni. Jeśli jednak masowo posłuchaliby biskupa, zastanawia się Piotr Spyra, nie byłoby Ślązaków w Wehrmachcie. Deklaracja polskości byłaby wówczas na tyle masowa, że mogłaby nie wiązać się automatycznie z zesłaniem do obozu koncentracyjnego.

Babcia Aniela wzorowa

Dziadek Alojz uciekł z innymi więźniami z ostatniego transportu. Wiedziony instynktem nie pobiegł w stronę osiedli, z nadzieją na jakieś jedzenie. Kierował się w niedużej grupie w stronę lasu. Tamtych wyłapali Niemcy. Oni doczekali się aliantów. Wrócił do pracy w Łące, a od 1947 roku uczył w Szkole Podstawowej nr 3 w Starej Wsi, gdzie cieszył się ogromną atencją. Funkcję dyrektora pełnił w niej 24 lata.

Zanim zastukał do drzwi mieszkania, żonie Anieli z Mrzyków nowa władza wystawiła zaświadczenie, że "podczas okupacji niemieckiej cieszyła się opinią wzorowej Polki". Odbywała się weryfikacja osób wpisanych na niemiecką volkslistę.
W szkole, w której mieszkali, stacjonował sztab sowiecki. Rosjan nazywano tu "smatrokami", bo wchodząc do domów wyjaśniali zdziwionej rodzinie: "My tolka posmatrim". I wynosili, co im się podobało.

Spyrowie z czwartą grupą

Dziadkowie Piotra Spyry ze strony ojca mieszkali od wieków w pszczyńskiej Starej Wsi. Do dziś pola, które uprawiali, nazywane są Spyrówką. Babka Helena z Grygierów pochodziła z sąsiednich Ćwiklic. Spyrowie zawsze czuli się Polakami. W domu używali pięknej gwary śląskiej, bo to był ten kod, który identyfikował rodzinę.

Wilhelm Spyra był kowalem. W czasie wojny dostał czwartą grupę volkslisty, co go chroniło przed Wehrmachtem, bo dla Niemców był niepewny. Musiał jednak pracować w hucie na potrzeby niemieckiej armii. Dwaj bracia dziadka Wilusia takiego szczęścia nie mieli. Służyli na Zachodzie w niemieckim wojsku. Przeżyli. Wujek Hanek Spyra po latach wrócił do kraju, wujek Józek, który we Włoszech przeszedł do 2. Korpusu Polskiego, osiadł w Argentynie.

W rodzinie Spyrów i Mrzyków nikt do nikogo nie miał pretensji o wojenne wybory. Nikt nie zrobił niczego, czego musiałby się wstydzić. Dochodziło do ostrych dyskusji, ale nikt nikogo nie obrażał. Rodzina na Śląsku była zawsze ostoją i wsparciem, właśnie ze względu na te trudne wybory. Jak dziadek Alojz trafił do Auschwitz, cała rodzina robiła wszystko, by go stamtąd wyciągnąć.

Zdaniem Piotra Spyry dziś śląskość, traktowana jako wybór polityczny, często jest zaprzeczeniem tamtej śląskości, kiedy w rodzinie wszyscy spotykali się na tych samych prawach. Bo ci, którzy śląskość traktują ideologicznie, nie zawsze chcą zaakceptować Ślązaków o innych wyborach. "Dziadek z Wehrmachtu" to nie wstyd, jak próbują głosić niektórzy, ale inni dodają, że nie ma też czym się chwalić.

Wstydliwą kartą pozostaje problem śląskich sąsiadów, którzy denuncjowali innych Ślązaków wkraczającym Niemcom. Tysiące straciły życie. Nie ma znaku równości między Ślązakiem, który nie podpisał volkslisty i poszedł do Auschwitz, a tym, który zafascynowany niemczyzną wysłał go do tego obozu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!