Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam "Nergal" Darski o roli w filmie "AmbaSSada": Lubię ferment i nie boję się [ROZMOWA]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
materiały prasowe/ kadr z filmu "AmbaSSada"
Po premierze "AmbaSSady" Machulskiego z odtwórca roli Ribbentropa, Adamem "Nergalem" Darskim rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Debiut filmowy u Juliusza Machulskiego to naprawdę coś.
Życie się do mnie często uśmiechało. A ta rola to uśmiech wyjątkowo duży i szczery.

Ale mimo że jest pan człowiekiem obytym ze sceną, to granie w komedii, po niemiecku, jest jak skok na główkę. Od czego się zaczęła przygoda z "AmbaSSadą"?
Od wywiadu, jakiego udzieliłem tygodnikowi "Newsweek". Rozmawialiśmy o sprawach natury narodowej, patriotycznej, o kwestiach duchowych i religijnych. Na ten wywiad zareagował Julek Machulski. Wysłał mi SMS, że serce mu rośnie, jak widzi, że młodzi Polacy coraz częściej myślą jak Gombrowicz, a nie jak Sienkiewicz. Zaprosił też kurtuazyjnie, czyli kiedyś, przy okazji, na kawę. Kilka tygodni później szedłem samotnie ulicą Piękną w Warszawie. I natknąłem się na Julka oraz jego żonę.
Dokąd idziesz? Na lunch. Idziemy pogadać? Dobra. Siedliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać. I wtedy usłyszałem o scenariuszu. Julek powiedział, że mi go przyśle. Odparłem: OK.

Przeczytał Pan i co?
Zachwyciłem się. Potem padła propozycja: to może byś przyjechał na zdjęcia? I tyle. Reszta jest historią.

Wiedział Pan, że chodzi o zagranie Ribbentropa?
Zasygnalizowali mi, że o niego chodzi. A że ja się nie boję życia i próbuję różnych rzeczy, pomyślałem - dlaczego nie. Jeśli nie teraz, to kiedy? Poza tym Julek to chodząca legenda kina. Jak odmówić takiej pokusie? No i ten cały sznyt scenariuszowy mi szalenie pasował. To mrugnięcie okiem do naszej historii i do nas samych.

Pan sobie coś o Ribbentropie poczytał?
Niedużo. Obejrzałem kilka klipów na YouTube. Parę rzeczy pamiętałem ze studiów. I już, "coco jambo" i do przodu.

Zastanawiam się, jak prawa flanka w naszym kraju przyjmie ten film. Czy jest gotowa na takie mrugnięcie okiem do historii i do siebie samych?

Mam nadzieję, że się wkurwią.

Liczy Pan na to?
Lubię ferment. I nie boję się.

A może ta komedia spuści trochę powietrza z tego historyczno-patriotycznego balonu?

Wątpię. Oni dmuchają w ten balon od lat. Chociaż takie projekty, z założenia lekkie w swoim przekazie, jak komedia, powinny być szpilą, która dźga ten balon i po trosze spuszcza z niego powietrze. Mamy jednak poważny problem z tą naszą narodową martyrologią, z naszym patriotyzmem.

Zapytam więc infantylnie - czym dla Pana jest patriotyzm?
Przyziemnymi obowiązkami obywatela.

Pracować, płacić, nie oszukiwać?

Mniej więcej. To nie są jakieś skomplikowane rzeczy. Dzieciństwo i wczesne nastoletnie lata spędziłem w komunie, więc poniekąd nauczyłem się oszukiwać, kraść, nie mówić prawdy. Myślę, że jako naród jesteśmy w tym świetni. A teraz od dwudziestu kilku lat mamy szansę uczyć się mówienia prawdy, rozliczania się uczciwie, chodzenia z podniesioną głową, niezależnie do tego co tam się w przeszłości działo. Uważam, że Polska jest absolutnie w cudownym i aspirującym momencie swojej historii. Cieszę się, że żyję tu i teraz. I że mam tyle lat, ile mam, a nie pięć czy pięćdziesiąt.

Świat muzyki jest podobny do tego filmowego. Ale to jednak nie to samo. Czego się Pan dowiedział o aktorstwie?

Jakieś podobieństwo jest. I tu i tam wchodzę na scenę. To, co robię w swoim macierzystym zespole, też jest w pewnym sensie aktorstwem. Może zabrzmi to górnolotnie, ale życie jest aktorstwem. Jestem więc aktorem od 36 lat.

Od urodzenia?

Tak, cały czas gramy jakieś role w naszym życiu. A czego się nauczyłem? Tego, że to niezwykle ciężka praca. Nie wiem, co się wydarzy w przyszłości. To trochę jak wróżenie z fusów. Wiem tylko, co będę robił jako muzyk. W lutym wypuszczamy kolejną płytę i z zespołem Behemoth ruszamy w kilkuletnią trasę po świecie. Na tym skupiam swoje siły i energię. Sądząc po reakcjach widowni, film sobie poradzi. Zwłaszcza że dobrych komedii nie mamy wiele.

Zagrał Pan z Robertem Więckiewiczem, który się wcielił w Adolfa Hitlera.
On jest w tym filmie fantastyczny. Lepszy niż jako Wałęsa (śmieje się).

Jakieś rady Panu dawał?
Ja robiłem swoje, a on swoje. To niezwykle otwarty facet. Prywatnie bardzo fajny gość. Dużo rozmawialiśmy o muzyce, o pobocznych sprawach. Ale najciekawsze było obserwowanie go w jego naturalnym środowisku, na planie. "AmbaSSada" była kręcona tuż po "Wałęsie. Człowieku z nadziei". I nieprawdopodobne było to, jak mu się udało przeskoczyć z jednej roli w drugą. Z roli męża stanu w poważnym filmie do roli wodza III Rzeszy w komedii.

Pan był, podobno, bardzo karnym aktorem. Nie takim celebrytą, co to przychodzi na plan i mówi: kręćcie mnie, bo jestem ładny i zdolny.
A do tego przychodzi jeszcze na kacu albo pijany? Nie, ja nie wchodziłem na plan jak jakaś zarozumiała gwiazda. Jako nieprofesjonalista podszedłem do tego bardzo profesjonalnie. Sumiennie uczyłem się dialogów. Ćwiczyłem przed lustrem.

Zasmakował Pan w aktorstwie? Czy może prowokacją jest stwierdzenie, że teraz zagrałby Pan... księdza pedofila?

Uważam, że najbardziej inspirujące rzeczy rodzą się z kontrastów. A żonglowanie skrajnymi wartościami daje najciekawszy efekt w pracy artystycznej. Tak czuję. Nie próbuję kombinować. Moja książka nie bez kozery nosi tytuł "Spowiedź heretyka. Sacrum Profanum". I ta komedia, mimo że z natury lekka, też to sacrum i profanum łączy.

Ciekawe, czy Pana największy fan Ryszard Nowak - bo myślę, że ktoś, kto tak Pana nagłaśnia, musi być fanem - pójdzie na ten film?
Też myślę, że on jest moim fanem.

Pan jakoś sobie żyje z jego nieustannymi doniesieniami do prokuratury.
Nie spotkałem jeszcze człowieka, który by te jego doniesienia traktował poważnie, wliczając w to polskie sądy. Od czasu do czasu muszę się jednak w sądzie pojawić, złożyć zeznania. Niejednokrotnie porównywałem to do "Procesu" Franza Kafki. Czuję się jak ten jego bohater, który idzie do sądu co pewien czas. Zderza się z absurdem, ignorancją, głupotą. I później wraca do domu. Konsekwencji z tego żadnych, na szczęście, nie ma. Poza tym że tracę czas, który mógłbym poświęcić na leżenie i nicnierobienie, co byłoby dla mnie dużo bardziej wartościowe niż przychodzenie tam i tłumaczenie się z tak absurdalnych rzeczy.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki