Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Danuta Grochowska: Mela towarzyszy mi nie tylko w operze, chodzi też ze mną po kawiarniach [ROZMOWA]

Gabriela Pewińska
Danuta Grochowska w La Cantina: - Mój pies, podobnie jak ja, lubi życie kawiarniane
Danuta Grochowska w La Cantina: - Mój pies, podobnie jak ja, lubi życie kawiarniane Przemek Świderski
O artystycznej kawiarni Nowego Jorku, menu dla psów i ulubionym miejscu solistów gdańskiej opery mówi Danuta Grochowska, teatrolog, wicedyrektor Opery Bałtyckiej

Twój pies lubi życie kawiarniane?

Lubi. Podobnie jak lubi operę. Chodzi ze mną do pracy. Ma tutaj wielu przyjaciół. Pamiętam, jak przed laty dyrygent Jose Maria Florencio krzywił się na tę psią obecność, a potem tak Melę polubił, że pozwalał jej spać na swojej marynarce. Zresztą ze swoim psem przychodził do pracy też dawny dyrektor Teatru Wielkiego Sławomir Pietras. Mela towarzyszy mi nie tylko w operze, chodzi też ze mną po kawiarniach. Na szczęście takich miejsc przyjaznych zwierzętom jest coraz więcej. Psy zaprasza się na wodę, nawet na ciasteczka.

Założyciele słynnej przedwojennej kawiarni Pod Picadorem w ustanowionym regulaminie zakazali wstępu psom. Pies był za to stałym bywalcem równie popularnej w tamtych czasach Ziemiańskiej. Mowa o wyżle jednego z poetów. Najpierw towarzyszył swemu panu, a po jego śmierci przychodził do kawiarni sam. Zjawiał się codziennie, koło południa, sadowił pod znajomym stolikiem, zjadał podane mu ciastko, a po kawie wracał do domu.

Szczęśliwie teraz regulaminy nie są tak rygorystyczne. Jednym z moich ulubionych miejsc, gdzie psy są pełnoprawnymi gośćmi, jest restauracja Piotra Najsztuba Przegryź na ul. Mokotowskiej w Warszawie. Uwierzysz, że mają tam specjalne menu dla psów i suk, w którym są trzy pozycje - w zależności od wielkości psa…?

Muszę uwierzyć. Twórcy Pod Picadorem, a byli wśród nich Lechoń i Tuwim, w regulaminie zastrzegli też: „Każdy z gości obowiązany jest spoglądać na poetów z odpowiednim szacunkiem. Obelżywe okrzyki i bicie poetów krzesłami, laskami lub tzw. rękoma uważamy za niedopuszczalne...”. Wspominam o tym, bo w minionym roku w jednej z gdańskich kawiarni pewien śpiewak operowy dostał butelką w głowę. Ponoć agresję któregoś z gości wzbudził jego nietypowy, by tak rzec, sceniczny wygląd. Skończyło się na 16 szwach. Kawiarnia i opera... Co jeszcze mają wspólnego?

W większości teatrów operowych, w jakich byłam, działają kawiarnie operowe. W niektórych z nich jak na przykład w nowojorskiej Metropolitan Opera, by mieć gwarancję miejsca, warto zarezerwować stolik z wyprzedzeniem.

Kawiarnie i restauracje jako miejsca akcji pojawiają się w dziełach operowych. By nie szukać przykładów daleko - w naszej „Madame Curie” Elżbiety Sikory jest świetna chóralna scena rozgrywająca się w paryskiej kawiarni, gdzie zamawia się absynt, rozprawia o manifeście futurystów. Ale chyba najsłynniejsza operowa kawiarnia to Cafe Momus w „Cyganerii”. Tu toczy się życie towarzyskie i artystyczne bohaterów słynnego dzieła Pucciniego. Tu mają miejsce życiowe dramaty, ale i szczęśliwe wydarzenia.

Kawiarnia pod tą nazwą istniała zresztą naprawdę. W dziewiętnastowiecznym Paryżu oczywiście. Bywali tam Baudelaire, Nadar, Courbet czy Henri Murger, autor powieści „Sceny z życia Cyganerii”, z 1851 roku, która opiewała środowisko paryskiej bohemy. Powieść zainspirowała Pucciniego.

Z opowieści śpiewaków, którzy pracowali w warszawskiej operze przed laty, wiem, że po spektaklach spotykali się właśnie w kawiarniach. Życie towarzyskie kwitło. Wspólne biesiadowanie trwało do późnych godzin. Dziś to rzadkość. Wszyscy śpieszą się do domu.

W latach 50. i 60. słynny był bufet Teatru Wybrzeże. Po spektaklu, przy wódeczce, aktorzy do rana grali w kości. Podobnie w Teatrze Kameralnym, gdzie triumfowała bufetowa Michasia i jej słynne serdelki.

Jest wspaniała kawiarnia w budynku Teatru Wielkiego w Warszawie. Nazywa się Antrakt. Styl przytulnej „graciarni”, zbieranina przypadkowych przedmiotów i mebli. Jednak ten pozorny chaos tworzy niepowtarzalny nastrój. Tam można spotkać muzyków z opery i aktorów z sąsiedniego Teatru Narodowego. Kawiarnia zaczyna tętnić życiem po godzinie 22. Dla widza, który tu trafi po spektaklu, przedstawienie trwa dalej. Bo przecież kawiarnia to też teatr.

Gdzie spotykają się artyści Opery Bałtyckiej?

Jednym z ulubionych miejsc spotkań naszych solistów jest położona nieco na uboczu, blisko Uniwersytetu Medycznego, włoska restauracja La Cantina. Duszę tego miejsca tworzy właścicielka, miłośniczka opery. Nasze spektakle poleca też swoim gościom. Elementem wystroju wnętrza bywają nasze kostiumy operowe.

Dobra kawiarnia to nie tylko dobra kawa. W czym tkwi geniusz?

Na to, czy lubimy jakąś kawiarnię, mają wpływ na pewno nasze dobre wspomnienia, które wiążą się z tym miejscem. Ale i osoba właściciela, który czasem wita nas u progu, czy kelnera, który pamięta, jaką herbatę lubimy. Także fakt, czy w danym wnętrzu czujemy się dobrze, bezpiecznie.

W Sopocie było kiedyś bistro Kipi Kasza. Ledwie trzy stoliki, widok z okna na stare podwórko i muzyka Milesa Davisa. Za ladą dwójka chłopaków: Polak i Pakistańczyk bodaj. Gotowali tak, że na wolny stolik trzeba było czasem długo czekać. Oczywiście nie chodziło tylko o pierogi. Coś nieokreślonego przyciągało do tego miejsca. Podobnie jest w Alchemii na krakowskim Kazimierzu. Stare, jakby dopiero co wyciągnięte z zatęchłej piwnicy, chyboczące się stoliki, niewygodne krzesła, a zdobycie wolnego miejsca, zwłaszcza w letni wieczór, graniczy z cudem.

Skoro przyjmiemy, że kawiarnia jest teatrem, musi być to miejsce czarowne, tajemnicze, musi tu być niepowtarzalna atmosfera. Przychodzimy do kawiarni przecież nie tylko po to, by napić się kawy. Przychodzimy, by wziąć udział w kawiarnianym spektaklu. Ale ta kawa, to, co mają w menu, też nie może nas rozczarować. Bardzo trudno te dwie kwestie połączyć. Czasem kawa jest świetna, a brakuje atmosfery. I odwrotnie. Zbyt często zmieniają się też ekipy pracujące w lokalach. A zgrana ekipa to siła miejsca. Dobrze, gdy właściciel pełni rolę gospodarza domu. Gdy jest osobowością. Tak jest w La Cantina.

Z szefem sopockiej Cyrano & Roxane, Francuzem Markiem Petit, goście mogą sobie porozmawiać nie tylko o eskalopkach, ale także o polityce i historii Francji. Stałym bywalcem jest tu na przykład autor książki „Francja i wielcy Francuzi”, Aleksander Hall.

Miejscem, które szczególnie lubię, jest Christina’s Restaurant w Nowym Jorku. Mieści się na Manhattan Avenue, ale dzięki charyzmatycznej właścicielce przyciąga artystów, głównie opery właśnie. Trafiają tam też polscy artyści będący w Nowym Jorku na gościnnych występach. Nowy Jork to zagłębie kawiarniane, a jednak bywa i tak, że tłumnie jest tylko w jednym lokalu. Coś przyciąga. Czasem trudno stwierdzić co.

W książce „Warszawskie kawiarnie literackie” czytamy: „Do kawiarni przychodziło się dla przyjemności i z nałogu. Żadnych spraw tam się nie załatwiało (…). Kawiarnia nie była instytucją, była klimatem. Ciągnęła nas tam przede wszystkim atmosfera niespodzianki, a więc pewnej dziwności i niecodzienności. (…) Przychodziło się z ciekawości, z chęci poznania ludzi, zrozumienia ich sposobu myślenia, ich reakcji na sprawy życia i sztuki”…
I chyba o to chodzi. O to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że do niektórych miejsc chętnie wracamy, a inne omijamy. Ostatnio odkryłam bardzo miłe miejsce na gdańskim Starym Mieście. Nazywa się Kubek z Przyprawami. Mają tam przyprawy z różnych stron świata, świetną kawę i słodkości. Miejsce mikroskopijne, w środku dla gości jest zaledwie... jeden stolik.

Słynny baryton, jedna z gwiazd Metropolitan Opera, Mariusz Kwiecień, którego znasz, gdzie chadza na kawę?

Jednym z jego ulubionych miejsc jest wspomniana Christina’s Restaurant. Zresztą przyjaźni się z właścicielką. Można go też spotkać na obiedzie w restauracji Fiorello, blisko Metroplitan Opera, gdzie jest serdecznie witany przez obsługę.

Musi się kryć przed paparazzi?

Nie musi. A propos, koleżanka z Nowego Jorku napisała mi, jak to w jej ulubionej kawiarni, przy stoliku obok usiadł Robert de Niro! Ale gdy poprosiła o autograf i wspólne zdjęcie, agent, który mu towarzyszył, odparł, że to niemożliwe. Dziewczyna była załamana: - Teraz mi nikt nie uwierzy! Czasem nam się wydaje, że ci znani, celebryci, gwiazdy spotkani prywatnie będą na każde nasze zawołanie. A przecież taki de Niro też ma ochotę napić się kawy - nie jako gwiazda, ale zwykły kawiarniany bywalec. A propos de Niro - widziałam niedawno film „Praktykant”, gra tu jedną z głównych ról. Jest w tym filmie świetna tragikomiczna scena: Bohater - samotny emeryt - chodzi do kawiarni, by mieć poczucie wspólnoty i kontaktu z ludźmi. Do jego stolika dosiadają się dwaj mężczyźni, zaczynają rozmowę, ale kompletnie ignorują bohatera…

Kawiarnia to styl życia, ktoś powiedział.

I miał rację! Wystarczy przypomnieć słynny stolik w Czytelniku na ul. Wiejskiej w Warszawie, przy którym przez 40 lat spotykali się Gustaw Holoubek i Tadeusz Konwicki. Gdybyśmy spróbowały przypomnieć nazwiska wszystkich tych, którzy się przez te cztery dekady do nich dosiadali, powstałaby długa lista twórców, bez których polska kultura nie istniałaby. Równie słynny był historyczny stolik nr 2 u Bliklego na Nowym Świecie. Podobno obsługa codziennie rano stawiała kartkę z rezerwacją, by inni goście nie zajmowali ulubionego miejsca stałych bywalców: Gustawa Holoubka, Andrzeja Łapickiego i Tadeusza Konwickiego. Od 1993 roku przychodzili tu codziennie na śniadania. Ponoć Gustaw Holoubek przy kawie i kultowym pączku, a później przy tostach z masłem i zielonej herbacie dyskutował o polityce, opowiadał anegdoty. Jedzenie nie było najważniejsze - chodziło o spotkanie, o wspólnotę. Życie kawiarniane to jest przede wszystkim kawałek naszej historii. Historii teatru, i artystów XX wieku. Kawiarnie inspirowały, były miejscami kulturotwórczymi, tu rodziły się pomysły.

Cała idea słynnej przed wojną lwowskiej szkoły matematycznej powstała w ulubionej przez matematyków kawiarni Szkocka!

Pamiętasz „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena? Życie intelektualne przedwojennej stolicy Francji toczyło się głównie w kawiarniach. Pili, bawili się, ale tu też tworzyły się nowe prądy, manifesty, idee. Nie wiem, czy takie zjawisko jak stolik u Bliklego czy w Czytelniku może się jeszcze powtórzyć. Ja takich miejsc nie znam. Choć chcę wierzyć, że jednak gdzieś istnieją.

Rozmawiała: Gabriela Pewińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki