Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy można umrzeć z miłości do Marii Konopnickiej? Skandale w życiu poetki i bajkopisarki

Grażyna Antoniewicz
Portret Marii Konopnickiej pędzla Marii Dulębianki, jej serdecznej przyjaciółki... a może kogoś więcej?
Portret Marii Konopnickiej pędzla Marii Dulębianki, jej serdecznej przyjaciółki... a może kogoś więcej? ze zbiorów muzeum w Żarnowcu
Autorka patriotycznej "Roty", prześlicznej historii o Marysi sierotce i krasnoludkach, ukochanego przez dzieci Pimpusia Sadełko, uwielbiana poetka, pisarka Maria Konopnicka w rzeczywistości była prawdziwą le femme fatale. Pod jej oknami popełnił samobójstwo zakochany mężczyzna, młodszy o ponad 20 lat, darzyła ją też uczuciem zgoła niesiostrzanym pewna malarka. O mniej znanym obliczu naszej sztandarowej poetki patriotycznej - pisze Grażyna Antoniewicz

Wcale nie była wzorem cnót, twórczynią wielbiącą Boga i Ojczyznę, zasługującą na miano "moralnej opoki Narodu". Wręcz przeciwnie miała swoje słabości, intrygowała, nie stroniła od wolnych związków ze znacznie młodszymi mężczyznami - romansowała np. z guwernerami swoich synów: Konstantym Krynickim, zwanym "Kociem" i Janem Gadomskim - mówi Iwona Kienzler autorka książki "Konopnicka rozwydrzona bezbożnica".

O dziwo, w swojej epoce uważano ją nie tylko za genialną poetkę, ale też za jedną z najpiękniejszych kobiet na salonach. Eliza Orzeszkowa, która znała ją jeszcze z czasów, gdy obie były uczennicami pensji prowadzonej przez siostry sakramentki w Warszawie, z niekłamanym zdumieniem pisała: "Konopnicka cieszy się tam popularnością ogromną nie tylko jako pisarka, lecz jako kobieta. Uchodzi podobno powszechnie za genialną poetkę i jedną z najpiękniejszych kobiet towarzystwa".

Pani przyjmie później

- Do późnych lat przyciągała znacznie od niej młodszych mężczyzn, mimo że nie dbała specjalnie o swoją urodę. Wręcz przeciwnie chodziła w połatanych i pocerowanych sukienkach, bowiem przez całe życie borykała się z kłopotami finansowymi - opowiada Iwona Kienzler. - Kiedy poetka mieszkała w Warszawie w willi Frascati, gdzie przeprowadziła się w 1888 roku, odwiedził ją Sienkiewicz, by podziękować jej osobiście za niebywale przychylną recenzję ostatniej części trylogii "Pana Wołodyjowskiego", którą tak skwitował w jednym z listów do przyjaciela: "Mniejsza o pochwały, ale oj! Jak to ładnie napisane".

W trakcie owych wizyt dochodziło czasami do dość komicznych sytuacji, gdyż Konopnicka sama zajmowała się wszelkimi porządkami, w tym także froterowaniem podłogi. Bywało więc, że jakiś gość traktował ją jak służącą, bowiem do głowy nikomu nie przyszło, że autorka tak pięknych wierszy sama para się tak przyziemnymi pracami.

Maria, obdarzona poczuciem humoru, niezbyt się tym przejmowała i nie wyprowadzała nikogo z błędu, doskonale wczuwając się w rolę narzuconą przez odwiedzających. Ubrana w fartuch i w chustce na głowie spokojnie informowała przybyłych, że "pani" przyjmie ich później… Co ciekawe, nikt się na tej metamorfozie nie poznał i goście byli przekonani, że wcześniej rozmawiali rzeczywiście ze służącą.

Hipnotyzerka?

Maria nie była pięknością, ale emanowała jakimś urokiem i zapewne seksapilem. Gdy miała lat 51 jej wdziękom uległ młodszy o przeszło dwadzieścia lat Maksymilian Gumowicz. Jego rodzice nie byli oczywiście z tego zadowoleni, początkowo sądzili, że to krótkotrwałe zauroczenie "starą babą", jak mawiał ojciec amanta. Niestety, ku ich niekłamanemu przerażeniu, owo niewinne zainteresowanie zmieniło się w poważne uczucie, graniczące niemal z obsesją. Z listów pisanych przez ojca Maksymiliana wynika, że podejrzewał on u syna jakąś chorobę umysłową, wynikającą z przepracowania.

- Historia ta miała tragiczny finał, bowiem nieszczęsny wielbiciel, odtrącony przez pisarkę, popełnił samobójstwo - opowiada Iwona Kienzler. - Pomimo prób jej zatuszowania, sprawa odbiła się głośnym echem i przez lata obrosła w legendy. Być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się prawdy, gdyby w połowie XX wieku zupełnie przypadkiem nie trafiono na listy.

Jak to często bywa w takich przypadkach, ową korespondencję znaleziono na śmietniku w Winogradzie w Cieszynie. Znalazca, którym był Ludwik Brożek, listy przejrzał i ku swemu zdumieniu odkrył, że dotyczą one tragicznego epizodu życia poetki.

Kiedy Maksymilian powiedział rodzicom, że zamierza się oświadczyć Konopnickiej, zdegustowany ojciec tłumaczył mu, że ze względu na stan zdrowia nadaje się raczej do klasztoru niż do żeniaczki, twierdził, że poetka nie jest nim zainteresowana poważnie, bowiem budzi w niej jedynie litość. Posunął się nawet do przypuszczenia, że Maria go zahipnotyzowała…

Pisali wszyscy reporterzy
Być może i sama Konopnicka nie była "niewiniątkiem", za jakie chciała uchodzić, może nawet nieświadomie lubiła jego towarzystwo, które zaspokajało jej tęsknotę za zmarłym najstarszym synem bądź też nieuświadomioną tęsknotę za mężczyzną w jej życiu, a może po prostu schlebiało jej zainteresowanie tak jawnie okazywane przez znacznie młodszego Maksymiliana?

Tymczasem młody Gumplowicz mógł wziąć te dowody życzliwości za zainteresowanie poetki swoją osobą i pogrążał się w uczuciu… Niestety, stawał się coraz bardziej natarczywy. Zasypywał ją listami, opowiadał publicznie, że oboje planują założyć spółkę literacką, czytał i kolekcjonował wszelkie wzmianki w gazetach dotyczące poetki. W końcu zaczął ją śledzić i wystawał pod jej domem, czyli zachowywał się jak typowy stalker.

Pewnego dnia w Nicei, dokąd Maksymilian podążył za poetką, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i raz na zawsze pozbyć się uciążliwego adoratora. Kiedy tylko wyszła z domu, natknęła się na Gumplowicza, który zaczął ją prosić o odpowiedź na wysyłaną przez niego korespondencję. Wówczas Maria podarła zabrane ze sobą listy, rzuciła mu je prosto w twarz i nazwała "chłystkiem".

Niestety, pogorszyło to tylko sytuację. Kiedy wyjechała do Wiednia zakochany pojechał za nią. Tam wystawał pod domem, w którym mieszkała, prześladował na ulicy, raz nawet usiłował wedrzeć się siłą do mieszkania.

W końcu stała się tragedia: Gumplowicz, pozbawiony wszelkiej nadziei, strzelił sobie w głowę przed hotelem zajmowanym przez swą ukochaną. Być może wcale nie chciał popełnić samobójstwa, bowiem nie zginął w wyniku strzału. Wręcz przeciwnie, zabrano go do szpitala, gdzie wyjęto mu kulę, ale po szesnastu dniach pobytu jednak zmarł.

Maria Dulębianka, przyjaciółka i towarzyszka życia Marii Konopnickiej, tak relacjonowała całą sprawę córce poetki: "Chcąc zapobiec publikowaniu motywów tego zabójstwa (żeby się nie przedostało do pism naszych), jeździłam od redakcji do redakcji od 9.00 do 2.00 w nocy (zaraz po wypadku zbiegła się cała rzesza reporterów), wszyscy mi się słowem zobowiązali, daremnie, że nie dadzą najmniejszej wzmianki - a potem pisali wszyscy".

Razem po grób (choć nie do końca)

Znacznie więcej emocji budzi sprawa przyjaźni właśnie z młodszą o dziewiętnaście lat Marią Dulębianką. Niektórzy badacze życia Konopnickiej twierdzą wręcz, że kobiety żyły ze sobą w związku partnerskim. Wiemy, że przez ostatnie dwadzieścia lat życia poetka mieszkała i podróżowała z tą noszącą się po męsku miłośniczką polowań, malarką i działaczką na rzecz praw kobiet, którą nazywała czasami "Pietrkiem z powycieranymi łokciami".

Wiadomo, że z chwilą, gdy się poznały, poetka gładko przeszła w listach do dzieci z formy "ja" na "my" (mamy, myślimy, wyjeżdżamy), że były praktycznie nierozłączne, że miały różne nieprzyjemności z powodu krążących pogłosek o ich związku, że Dulębianka zrezygnowała dla Konopnickiej z kariery malarskiej.

Wiadomo też, że "niewiasta mocno kochliwa", jak mawiał o Konopnickiej Ludwik Krzywicki, nie nawiązała już (czy też nie przypisywano jej) żadnego romansu z mężczyzną po tym, jak związała się z Dulębianką. Czy to wystarczy, by określić relację między dwiema Mariami jako coś więcej niż bliską przyjaźń? Zapewne nie, ale wystarczy, by stwierdzić, że ich związek był wysoce prawdopodobny.

- Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, co naprawdę łączyło obie kobiety, choć śledząc ich losy jakoś trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ich wzajemne relacje przekraczały granice przyjaźni - mówi Iwona Kienzler.

Malarka przeżyła Konopnicką o dziewięć lat. Po śmierci, Dulębiankę, zgodnie z jej wolą, pochowano w tym samym grobie, co poetkę. Kobietom jednak nie dane było spoczywać razem po wieczność, ponieważ zwłoki malarki przeniesiono na Cmentarz Orląt, gdzie spoczywa wraz obrońcami Lwowa. Miejsce pochówku skądinąd jak najbardziej trafne, gdyż Dulębianka była zaangażowana w obronę Lwowa w 1918 r., ale być może przy tej okazji chciano też ukryć niewygodną prawdę o związku tych kobiet…

Książka Iwony Kienzler "Konopnicka rozwydrzona bezbożnica" ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Bellona.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy można umrzeć z miłości do Marii Konopnickiej? Skandale w życiu poetki i bajkopisarki - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki