Nie pomogły wcześniejsze lamenty i żale. Prace trwały w najlepsze. Wójt twierdzi, że wcześniej nie wiedział o fatalnie położonym boisku.
- Ostrzegałam, że budują boisko na mojej działce. Nie słuchali, a ja schorowana nie wiedziałam, gdzie iść po pomoc - skarży się kobieta. W końcu pomocną dłoń wyciągnął mieszkający u niej lokator, Henryk Trzebiatowski. - Zwróciliśmy się do gminy z prośbą o wyjaśnienie tej dziwnej sytuacji - mówi Trzebiatowski.
Zanim doszło do wyjaśnień, budowa została zakończona. Pod nadzorem sołtysa obiekt powstał w środku ziemi należącej do Barbary Gunther, gdzie właścicielem jednej działki jest gmina. Z uwagi na to że ten grunt był za mały na pełnowymiarowe boisko, to 1/3 obiektu zbudowano na prywatnym gruncie.
- Wójt Rafał Narloch pozwolił nam budować boisko w tym miejscu - broni się Wioletta Antoszczyszyn, sołtys Prądzony.
Rafał Narloch zapewnia, że o błędzie dowiedział się po fakcie.
- To był ugór, którego nikt wcześniej nie uprawiał - tłumaczy. - Dopiero po pomiarach okazało się, że część tej działki nie należy do nas. Teraz mamy patową sytuację, bo w sprawie działki Barbary Gunther toczy się jeszcze postępowanie spadkowe po jej zmarłym mężu, w którym uczestniczy aż 17 spadkobierców. Nie wiemy więc, z kim mamy rozmawiać - uzasadnia wójt.
Wójt Narloch zapowiada, że po zakończeniu postępowania spadkowego samorząd zaproponuje właścicielowi ziemię w innym miejscu albo odkupienie kawałka gruntu pod boiskiem.
Sęk w tym, że proces spadkowy będzie się toczył jeszcze wiele miesięcy. Nie wiadomo więc, kiedy i czy w ogóle dzieci z Prądzony będą mogły grać na pełnowymiarowym boisku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?