Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Defensywa jak w WNBA

Marek Stern
Gdynianki imponowały walecznością i zaangażowaniem
Gdynianki imponowały walecznością i zaangażowaniem Jarosław Szymański
Koszykarki Lotosu PKO BP Gdynia są o krok od awansu do finału mistrzostw Polski. Brakuje jednej wygranej.

W pierwszych dwóch meczach podopieczne trenera Jacka Winnickiego nie dały rywalkom najmniejszych szans. W sobotę wygrały 78:57, dzień później 81:60. Spróbujmy zatem podsumować weekendowe wydarzenia w hali Gdynia.

Nos trenera

Trener Jacek Winnicki udowodnił, że nie boi się odważnych i ryzykownych decyzji. Wiadomo, że w składzie może być tylko sześć zawodniczek zagranicznych, a Lotos PKO BP miał ich siedem, bo po kontuzji do gry gotowa była już Emilija Podrug. Jedna więc musiała wypaść i wydawało się, że będzie to Podrug, której forma była niewiadomą. Trener zrezygnował jednak z usług Natalii Marchanki, która ostatnio była w słabszej formie, a Emilija odwdzięczyła się za zaufanie dobrą grą, szczególnie w meczu sobotnim.

Decyzja szkoleniowca miała jeszcze jeden pozytywny aspekt. Korzystnie wpłynęła na grę Pauliny Pawlak, która na rozegraniu dotychczas zmieniała się z Marchanką. Pawlak dostała zatem więcej minut na parkiecie i zagrała dwa najlepsze mecze w sezonie. Inną ryzykowną decyzją było wystawienie w pierwszej piątce Marty Jujki. Ten wariant ćwiczony był już wcześniej, niemniej czym innymi jest granie w takim ustawieniu w meczu ze słabym ŁKS Łódź, a czym innym mecz półfinału mistrzostw Polski. Okazało się, że Marta sprostała zadaniu i toczyła fantastyczne pojedynki z wysokimi zawodniczkami Wisły.

Liderki w formie

To, co zrobiły w obu meczach Alana Beard i Tamika Catchings, można określić jako "klasę światową". W pierwszym meczu Tamika skakała wyżej niż wyższe od niej o głowę Maksimovic i Pałka razem wzięte. W drugim robiła praktycznie wszystko: zbierała, przechwytywała, asystowała, blokowała i przede wszystkim trafiała z każdej pozycji. Alana czarowała rzutami z dystansu, i pojedynkami jeden na jeden. Obie Amerykanki zagrały też świetnie w obronie.

Jesień średniowiecza

Gra na tablicach to wielki atut Wisły. Kobryn, Dupree, Maksimovic i Pałka potrafią zdominować każdego przeciwnika w grze podkoszowej. Gdynianki pokonały jednak Wisłę jej własną bronią. Pod oboma koszami zaciekle walczyły o pozycję, dobrze zastawiały i w efekcie zdecydowanie wygrały zbiórki. W sobotnim meczu przewaga wicemistrzyń Polski w tym elemencie gry była miażdżąca (42:21). To była prawdziwa jesień średniowiecza - podsumował jeden z kibiców.

Nieustępliwość w obronie

Przez cały tydzień przed meczem gdynianki bardzo mocno ćwiczyły obronę. Trener Winnicki często przerywał akcje na treningach, gdy tylko któraś z zawodniczek źle wykonała jego polecenie, i do znudzenia pokazywał, jak się ustawić, jak przekazywać krycie, jak utrudniać rozegranie akcji rywalowi. Efekt widzieliśmy w dwumeczu. Wiślaczki nie miały ani centymetra miejsca, ciężko im było wypracować dogodne pozycje do rzutu, a dla gospodyń nie było straconych piłek.

- W defensywie zagraliśmy jak najlepsze drużyny WNBA - mówiła Tamika Catchings.
Każda zawodniczka, która pojawiała się na parkiecie, wnosiła coś pozytywnego do gry Lotosu PKO BP Gdynia. W tym dwumeczu praktycznie każda kwarta miała inną bohaterkę lub bohaterki. A to seriami trafiała Katia Snytsina lub Paulina Pawlak, a to skutecznymi akcjami popisywała się Ivana Matovic, albo pod koszami grę trzymała Emilija Podrug.

Frekwencja na trybunach

Koszykówka kocha Gdynię, Gdynia kocha koszykówkę - ponad 7 tys. kibiców oglądających oba pojedynki jest tego najlepszym dowodem. Taka frekwencja rzadko się zdarza, nawet na meczach piłkarskich. Świetna atmosfera na trybunach, doskonały doping i oprawa stworzona przez fanów miały duży wpływ na postawę gdynianek.

Tyle o największych pozytywach gdyńsko-rakowskiej konfrontacji. Były też negatywy. To przede wszystkim momenty dekoncentracji i wynikające z tego irytujące straty, niebędące wcale wynikiem presji ze strony rywala. Podania w trybuny czy w nogi, błędy kroków, nietrafione rzuty w sytuacjach sam na sam z koszem - te błędy trzeba wyeliminować w perspektywie rewanżu w Krakowie.
Gdynianki miały też problemy z powstrzymaniem szybkiego ataku Wisły. No i martwi trochę słabsza na tle pozostałych zawodniczek dyspozycja Magdaleny Leciejewskiej i Monique Currie. One mogą się jednak odrodzić.

Jedno zwycięstwo, aż jedno

Teraz rywalizacja przenosi się do Krakowa. Gdyniankom do awansu do finału potrzebne jest tylko jedno zwycięstwo.

- Tylko jedno i aż jedno. W Krakowie musimy zagrać tak, jakby było 0:0. Nie ma co zbytnio świętować, bo gra jeszcze nie jest skończona. Wisła, dopóki będzie miała szansę, nie odpuści. Ten zespół nie raz już wychodził obronną ręką z większych opresji w meczach z nami. Teraz przed nami mecz lub mecze w Krakowie. Na pewno będzie ciężko, ale ja wierzę w ten zespół. Moje zawodniczki nie muszą się specjalnie mobilizować. To są profesjonalistki i wiedzą, o co toczy się gra - mówi szkoleniowiec Lotosu PKO BP Jacek Winnicki.

Pierwszy mecz w Krakowie odbędzie się 4 kwietnia o godzinie 17.00. W przypadku wygranej Wisły dzień później dojdzie do kolejnej konfrontacji. Ewentualny piąty, decydujący mecz odbędzie się 8 kwietnia w Gdyni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki