Dla mojego pokolenia porównanie z protestami z końca lat 60. XX wieku wydaje się dość naturalne. W świetnej książce wydanej w 1975 roku "Drogi kontrkultury" zmarła niedawno Aldona Jawłowska pisała: "Bunt młodzieży w krajach kapitalistycznych, mieszczący się w swej początkowej fazie w granicach konfliktu pokoleń, przekształcił się w połowie lat sześćdziesiątych w zróżnicowany wewnętrznie ruch społeczny, skierowany przeciw aparatom władzy i środkom manipulacji".
Teraz grupa inicjatorów jest znacznie bardziej zróżnicowana wiekowo. Buntują się przedstawiciele wszystkich pokoleń i wszystkich chyba zawodów (może poza finansistami i to tylko tymi, którzy zachowali posady). Adresatem protestu nie jest aparat władzy, a w każdym razie nie przede wszystkim on. Wrogiem publicznym stali się bankowcy i giełdowi spekulanci, w gruncie rzeczy - cały światowy system finansowy.
To jednak nie jest protest przeciw kapitalizmowi jako takiemu. W latach sześćdziesiątych kontestatorzy protestowali przeciw dominacji materialnych wartości. Okupanci Wall Street chcieliby raczej tego, by bogaci dzielili się z nimi owymi materialnymi wartościami bardziej równo.
Nie zakładają komun, nie chcą uciekać na obrzeża życia społecznego. Chcą być jego pełnoprawnymi członkami. Żądają zmiany tej wersji kapitalizmu, która doprowadziła do powszechnego kryzysu, na odmianę bardziej społecznie wrażliwą. I nie przyjmują argumentów, że to nie czas na powrót do koncepcji "państwa dobrobytu".
W 1968 roku okupowano uniwersytety, demonstrowali studenci, uczniowie. Buntownicy nosili długie włosy, kolorowe stroje, często palili skręty. Wyróżniali się na tle grzecznych, statecznych przedstawicieli establishmentu.
Teraz baza protestu jest inna. Z jednej strony szersza - pokoleniowo i społecznie; z drugiej - węższa, bo wyrasta z czynników ekonomicznych. To się też może jeszcze zmienić, kwestie społeczne mogą być łatwo wprzęgnięte w cały proces.
Nie podzielam opinii Jacka Żakowskiego, że istnieje jakieś podobieństwo "Okupacji Wall Street" do "okupacji komitetów" w czasach PRL. Chyba że chodzi o to, iż te niewielkie grupki ludzi mogą poruszyć lawinę. Potencjalnie bowiem reprezentują interesy ogromnej większości społeczeństwa. Teoretycznie 99 proc. Po drugiej stronie barykady jest 1 proc. najbogatszych.
W latach 60. buntownicy, nawet potencjalnie, stanowili mniejszość. Scenariusz rozlania się protestu i wymuszenia radykalnych zmian w systemie społeczno-gospodarczym, a przynajmniej - w finansach, nie jest więc wykluczony.
W żadnym wypadku nie można lekceważyć tych pozornie drobnych demonstracji. Myślę, że będzie się działo! Choć nie mam pojęcia, co z tego wyniknie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?