Z czasem zaczęto się domyślać, że chodzi o "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. W czwartek w nocy z Amsterdamu nadeszła wiadomość, że pracę nad "Pokłosiem" udało się zamknąć - choć na gdyńskich pokazach nie miał on jeszcze napisów końcowych. Suspens był więc niemal jak u Hitchcocka, tyle że historia nie zaczęła się od trzęsienia ziemi, tylko na nim skończyła. Pojawienie się filmu Władysława Pasikowskiego na gdyńskim festiwalu w samej końcówce powywracało zbudowane już hierarchie i kazało na nowo spojrzeć na polskie kino na tegorocznym festiwalu.
Scenariusz "Pokłosia" powstał przed siedmioma już laty. Głównymi bohaterami filmu są dwaj bracia. Młodszy pozostał na ojcowskim gospodarstwie gdzieś na zabitej deskami wsi, drugi w 1980 roku wyemigrował do Stanów. Teraz wraca, chcąc spotkać się z bratem, zaniepokojony tym, że odeszła od niego żona. Na miejscu okazuje się, że brat żyje jak odludek, potępiony nie tylko przez żonę, ale i przez całą lokalną społeczność. Jego "winą" stało się to, że kierując się irracjonalnym odruchem solidarności i pamięci, zaczął ocalać macewy, które w tej okolicy, po wymordowaniu Żydów w latach II wojny, służyły jako materiał na budowę dróg czy podmurówkę.
Starszy brat daje się wciągnąć nie tylko w rolę kustosza żydowskich pamiątek, ale także śledczego, który stara się wyjaśnić, co stało się z małą żydowską społecznością, mieszkającą we wsi przed wojną. Prawda, która zaczyna się wyłaniać, jest coraz straszniejsza.
Okazuje się, że Żydzi zostali wymordowani przez swoich polskich sąsiadów, którzy przejęli potem ich majątki. Wśród dawnych oprawców był także ojciec braci. Obaj muszą się teraz zmierzyć z tą prawdą. Film zamyka symboliczna scena zapalenia przez starszego brata nagrobnego znicza na jednej z ocalałych macew. Swoiste "pamiętamy i przepraszamy".
37 festiwal filmowy w Gdyni. Zobacz, kto walczy o Złote Lwy
"Pokłosie" za oczywiste tło ma zbrodnię w Jedwabnem i inne tego rodzaju tragedie na Podlasiu w latach wojny, ale reżyser bardzo mocno broni się przed etykietką filmu historycznego.
"Nasz film nie jest historią mordu w Jedwabnem. W ogóle nie jest filmem historycznym" - zastrzega Pasikowski w materiałach prasowych, które po pierwszym festiwalowym pokazie rozdano dziennikarzom. Gdyby "Pokłosie" było filmem historycznym, trzeba by mu zarzucić wiele bardzo daleko idących uproszczeń i wyostrzeń. "Pokłosie" tworzy obraz polskiej społeczności jeszcze bardziej negatywny i brutalny niż "Sąsiedzi" i "Złote żniwa" Jana Tadeusza Grossa razem wzięte, a ignoruje całą tę publicystykę historyczną, która w odpowiedzi na książki Grossa podkreślała, że aby dobrze zrozumieć tamte wydarzenia, nie można ich oddzielać od historycznego tła i tego, jak zbrutalizowane zostały w tamtych latach wszelkie społeczne więzi.
"Pokłosie" jest jednak filmem nie o historii, tylko o pamięci o niej - co zresztą sugeruje sam tytuł.
Świadome wystylizowanie filmu na thriller, z makabrycznym finałem, ma wtedy inny sens. Zaczyna się kojarzyć ze słynnym postulatem Żeromskiego, by "rozdrapywać błony podłości", jaką zarastają z czasem narodowe rany. Być może nawet dobrze się stało, że film Pasikowskiego, którym ten reżyser wraca do kina po dziesięcioletniej reżyserskiej przerwie, pojawił się dopiero teraz, gdy dyskusja "po Jedwabnem" wydaje nam się zamknięta i rozliczona. Dla ekipy "Pokłosia" tak nie jest.
Wczorajszy pokaz filmu Władysława Pasikowskiego przywrócił mocno nadszarpniętą przez poprzednie festiwalowe dni wiarę w to, że polskie filmy powstają po coś i mimo różnych swoich braków potrafią głębiej poruszyć. To także kolejny festiwalowy film, który zajmuje się polską historią. "Sekret" Przemysława Wojcieszka również podejmował polsko-żydowskie sprawy, ale reżyser ugrzązł w nim w artystycznych eksperymentach.
Na tle filmu Pasikowskiego znacznie ciekawsza wydaje mi się po czasie "Obława" Marcina Krzyształowicza, krytyczna wizja partyzanckiego i akowskiego mitu (choć pomysł, by tę historię pokazać w jakiejś części w konwencji "Bękartów wojny" Tarantino, nadal wydaje mi się więcej niż ryzykowny).
Najpoważniejszym konkurentem dla Pasikowskiego jest oczywiście w tej grupie "W ciemności" Agnieszki Holland. "Pokłosie" i "W ciemności" wydają się nawet awersem i rewersem tej samej historii.
Jak konfrontację tych dwóch tytułów, najważniejszych na tegorocznym festiwalu, oceni festiwalowe jury, dowiemy się na dzisiejszej wieczornej gali w Teatrze Muzycznym. Dziennikarze rozstrzygnęli to wczoraj - przyznając "Pokłosiu" swoją nagrodę, ex aequo z filmem "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida, świetnie nakręconą i zagraną kinową opowieścią o życiu Magika, lidera grupy Paktofonika, jednego z najważniejszych zespołów polskiego hip-hopu.
Czytaj więcej na temat festiwalu:
37 festiwal filmowy w Gdyni. "Jesteś Bogiem" Leszka Dawida (RECENZJA)
37 festiwal filmowy w Gdyni. "Jesteś Bogiem" i "Bez wstydu" na początek (ZDJĘCIA)
Joanna Kulig o swojej roli w "Sponsoringu": Nagość była moim kostiumem"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?